06 września 2023

 

 

"Radość kapłaństwa"


- wywiad z ks. Józefem Włoskiem, budowniczym naszego kościoła i pierwszym proboszczem parafii do 2008 r.

 

(wywiad przeprowadzony w 2013 r.)

Wywiad - x.JW (2013)

Ks. Józef Włosek, budowniczy kościoła Świętej Rodziny w Tychach i pierwszy proboszcz parafii. Przez 10 lat był opiekunem Diakonii Słowa (zespołu redagującego gazetkę parafialną „Nasza Rodzina”) i wiele razy próbowaliśmy przeprowadzić z Nim wywiad, ale zawsze się wymigiwał. Kiedyś powiedział: „Na moje 25-lecie święceń kapłańskich”. Pewnie się nie spodziewał, że tę obietnicę zapamiętamy. Ten moment właśnie nadszedł.

 

Cofnijmy się do roku 1981 - jak sobie wyobraża swoje kapłaństwo młody człowiek, student I roku na Wydziale Matematyki, Józef Włosek, który postanawia wstąpić do seminarium?

 

xJW: To, że byłem na Wydziale Matematyki, nie miało znaczenia, bo o kapłaństwie myślałem już od liceum. Pytacie, jak sobie wyobrażałem swoje kapłaństwo. W ogóle go sobie nie wyobrażałem. Jak mogłem sobie wyobrażać odprawianie Mszy świętej, skoro nigdy jej nie odprawiałem? Co mogłem wiedzieć o spowiadaniu, skoro nigdy nie spowiadałem?

 

To jak Ksiądz rozpoznał swoje powołanie?

 

xJW: Pamiętam, jak byłem zaszokowany, kiedy chodziłem do szkoły podstawowej i na spotkania powołaniowe do parafii przyjeżdżały siostry zakonne albo klerycy. Wszyscy oni opowiadali, że w pewnym momencie usłyszeli głos Boga „Pójdź za mną”. Do mnie Bóg tak nie powiedział. Zawsze natomiast cieszyło mnie, że jestem blisko kościoła. Nawet mama żartowała, że dla mnie i mojego brata wstawi tapczany do zakrystii, bo my wiecznie byliśmy w kościele. I z tej radości, z tego zaangażowania w Kościół zrodziło się powołanie. Chciałem w Kościele zrobić coś więcej, a nie tylko grać na gitarze albo dzwonić dzwonkami. Motywacją dla mnie była też postać papieża Jana Pawła II. On był dla mnie dowodem, że chłopak ze zwykłej, ale bardzo pobożnej rodziny może iść dalej.

 

Ale pewnie miał Ksiądz jakąś wizję swojego kapłaństwa. Może jakieś wzorce.

 

xJW: Znałem wspaniałych księży, którzy stanowili dla mnie wzór. Ale nie miałem żadnych planów, jakim będę kapłanem. Chciałem robić to wszystko, co mnie w życiu cieszy. A cieszyło mnie bycie w seminarium duchownym, cieszyło asystowanie księdzu na Mszy w katedrze, wypełnianie zadań zleconych przez mojego proboszcza.

 

Jaki wpływ na wybór kapłaństwa miała rodzina, w której Ksiądz się wychował?

 

xJW: Rodzina to bardzo ważny temat. Pochodzę z Mysłowic. Wychowałem się w rodzinie bardzo religijnej, do tego stopnia, że codziennie o godzinie 20.00 mieliśmy apel jasnogórski i odmawialiśmy dziesiątkę różańca. Kiedy byliśmy z bratem w szkole średniej, wywalczyliśmy z rodzicami, żeby to było o 21.00. I jak były jakieś imprezy, urodziny, to my z braciszkiem musieliśmy być w domu o 20.50, bo wtedy wszyscy się modlili.

 

Czyli trochę buntowaliście się.

 

xJW: Nie, to wcale nie było na zasadzie, że tata-tyran powiedział i wszyscy musieli go słuchać. To było normalne, od dzieciństwa wieczorem razem się modliliśmy. Problemem było tylko przesunięcie godziny, żebyśmy, mając już po 18 lat, mogli być trochę dłużej poza domem. Ten zwyczaj trwał nawet wtedy, kiedy już byłem w seminarium albo potem, kiedy byłem księdzem. Swój dzień wolny zawsze kończyłem modlitwą z rodzicami, a potem wracałem do swojej parafii.

 

Oboje Księdza rodzice nie żyją. Jakimi ludźmi byli?

 

xJW: Byli ludźmi bardzo skromnymi i pokornymi, którzy także w tygodniu chodzili na Mszę Świętą. Mój ojciec ledwo skończył szkołę podstawową, bo musiał utrzymywać całą rodzinę, ale do dzisiaj nie spotkałem nikogo tak oczytanego. Tylko on i proboszcz mieli „Tygodnik Powszechny”. Ojciec czytywał różne gazety. Proboszcz nieraz do niego dzwonił: „Panie Hubercie, co pan ciekawego wyczytał?”, żeby się czegoś dowiedzieć. Musimy pamiętać, że w tamtych latach media były inne niż dzisiaj - telewizja miała tylko dwa programy, a więc gazety były najważniejsze.

 

Ojciec Księdza bardzo też dbał o odpowiednie wychowanie swoich synów. Pamiętam, opowiadał Ksiądz, jak kiedyś zdarzyło się, że razem z bratem nie uważaliście na Mszy świętej. Tata wtedy zarządził, że tego samego dnia zostajecie na następnej Mszy.

 

Przez trzy Msze byliśmy wtedy w kościele. Zawsze staliśmy na Mszy, i wystarczyło, żeby jeden drugiego popchnął. Ale tak było, kiedy byliśmy dziećmi w wieku przedszkolnym. może na początku szkoły podstawowej. Potem to się już skończyło. Nie przypominam sobie, żeby rodzice zmuszali mnie do chodzenia do kościoła. To było normalne, że w pierwszy piątek miesiąca idzie się do spowiedzi, normalne, że się idzie w maju na nabożeństwo majowe, a w październiku na różaniec.

 

Nikt nie traktował tego jako przymusu.

 

xJW: Pobożność naszej rodziny nie polegała na nakazach i zakazach, tylko na świadectwie, jakie dawali rodzice. Nieraz doznawałem szoku. Pamiętam z domu taki widok, jak tata klęczy przed łóżkiem i odmawia różaniec. Albo wchodzę do pokoju i pytam o coś mamę, a ona ma na fotelu różaniec i się modli. A więc oprócz tego, że chodzili do kościoła, widziałem ich prywatną modlitwę. No i, oczywiście, wieczorem była wspólna modlitwa, w której uczestniczyła też babcia, a nawet nasz pies.

 

Rodzice ucieszyli się, że ich syn chce zostać kapłanem? Czy powiedzieli raczej „Oj, synek, ciężką robotę sobie wybrałeś”?

 

xJW: Kiedy powiedziałem w domu, że przerywam studia i idę do seminarium duchownego, ojciec zapytał tylko: „Przemyślałeś to dobrze?”. Odpowiedziałem: „Tak”. „To idź”. Nigdy też nie widziałem, żeby rodzice traktowali mnie inaczej tylko dlatego, że jestem księdzem. Kiedy już byłem diakonem i mogłem błogosławić potrawy, powiedziałem do ojca przed wigilią: „Tato, to ja dziś poprowadzę modlitwę”. Usłyszałem od niego: „Wiesz, synek, w kościele to ty będziesz księdzem, ale w domu to ja nim jestem”. I miał rację - zawsze on to robił, z jakiej racji nagle miał przestać?

 

Minęły lata seminarium. Najpierw była parafia w Katowicach-Załężu, potem parafia św. Krzysztofa w Tychach i mając zaledwie 33 lata i 7 lat kapłaństwa, dostaje Ksiądz od biskupa dekret na budowę kościoła (a właściwie kaplicy mszalnej) na osiedlu E w Tychach. Jest Ksiądz bardzo młodym człowiekiem i bardzo młodym kapłanem. To chyba było wrzucenie na głęboką wodę. Jak Ksiądz widzi to dzisiaj?

 

xJW: Myślę, że jak się kogoś rzuca na głęboką wodę, to trzeba mu dać koło ratunkowe, bo inaczej utonie. Jedno moje koło ratunkowe zawdzięczam dwóm księżom: emerytowanemu już księdzu kanonikowi Teofilowi Grzesicy, wówczas proboszczowi parafii św. Marii Magdaleny, i księdzu prałatowi Józefowi Szklorzowi, proboszczowi parafii bł. Karoliny Kózkówny. Ten pierwszy powiedział mi: „Synek, nie bój się, we wszystkim ci pomogę”. Jak to usłyszałem, poczułem niesamowitą radość. Zaś ks. Szklorz powiedział tylko jedno: „Ty się nie martw, zacznij budować, pieniądze jakoś się znajdą”. A drugie koło ratunkowe dostałem, kiedy poszedłem na pierwszą kolędę. Spotkałem fantastycznych ludzi, którzy do dziś przy parafii dużo robią, a niektórzy z nich już nie żyją. I wszyscy oni mi mówili: „Pomożemy księdzu”. I pomogli. Tak więc duchowni i świeccy dbali o to, żebym się nie utopił.

 

Często Ksiądz powtarzał, że parafia to nie prywatne ranczo proboszcza i że wszyscy jesteśmy tutaj gospodarzami.

 

xJW: ...i jeszcze mówiłem „Skoro jesteście gospodarzami, to zróbcie tak, żebym ja się tu czuł dobrze”.

 

Jaka jest więc rola proboszcza w parafii? Co to znaczy, że ma się on czuć dobrze w parafii?

 

xJW: Ma się czuć dobrze w parafii, ale jego parafianie mają czuć się dobrze razem z nim. To jest bardzo ważne. Chodzi o pewne odczucie tej wspólnoty, która jest. Ma nas ona cieszyć. Chodzi o to, żebyśmy patrząc na siebie, wiedzieli, że wszystko jest OK. Bo wiecie, kiedy człowiek z kimś się pokłóci, unika tej osoby, bo nie wie, jak ma się przy niej zachować. Mnie chodzi o to, żebym wiedział, jak mam się zachować przy każdym członku wspólnoty parafialnej. Tak samo wspólnota powinna czuć się dobrze przy proboszczu. Każdy powinien mieć możliwość wyrażenia swojej opinii, zadania proboszczowi pytania. Mnie to też odpowiada, nie muszę sam rozmyślać, co zrobić, skoro istnieje Rada Parafialna. W obecnej parafii powołałem nawet Radę Ekonomiczną. Wiecie, jak świetnie zarządzają budżetem parafialnym?

 

Czyli proboszcz ma nie tylko mówić, ale również słuchać?

 

xJW: Właśnie. Inne porównanie relacji proboszcz-parafianie, jakie mi się nasuwa, to porównanie do filharmonii. Jest dyrygent i jest orkiestra. Jak muzycy będą fatalni, to żaden dyrygent nic z nimi nie zrobi. Jak dyrygent będzie zły, to nawet najlepsi muzycy nic nie poradzą, bo ktoś nimi musi pokierować. Nie chodzi o to, żeby rządzić, tylko o to, żeby się zgrać i razem stworzyć jakąś fajną symfonię. Kościół musi zabrzmieć. Taką wizją Kościoła żyję.

 

W Księdza parafiach - w obecnej i poprzedniej - bardzo rozwinięta jest działalność różnych grup parafialnych. Jaki ma Ksiądz sposób na przyciągnięcie ludzi do Kościoła?

 

xJW: Być z ludźmi - to jest jedyny sposób, jedyny.

 

Co to znaczy?

 

xJW: To znaczy, że jeśli powołujesz do życia grupę, to nie zostawiaj ich samych, tylko bądź przy nich przez cały czas.

 

Ale czy to jest dobre, że proboszcz jest we wszystkim, co robią ludzie?

 

xJW: Nie musi być we wszystkim. Od tego ma wikarych. Wikariusz to zastępujący proboszcza. On może iść i poprowadzić spotkanie. Ale uważam, że w ważnych spotkaniach najważniejszych grup powinien uczestniczyć proboszcz.

 

Jest Ksiądz znany z niespożytej energii - wybudował Ksiądz kościół Świętej Rodziny w Tychach, stworzył wspólnotę parafialną, teraz proboszczuje w parafii Podwyższenia Krzyża Świętego i Matki Bożej Uzdrowienia Chorych w Katowicach, gdzie też jest sporo do zrobienia - skąd Ksiądz czerpie siły do tak ciężkiej pracy?

 

xJW: To już chyba choroba - pracoholizm. A poważnie mówiąc, jest we mnie pewna niecierpliwość. Ci, którzy ze mną pracują, wiedzą, że jeśli mówię o jakimś zadaniu do wykonania, to musi to być zrobione na dziś, a jeszcze lepiej na wczoraj. To niedobrze, dlatego mówię, że to choroba. Jeżeli jednak zapytałybyście mnie o to, skąd ciągle czerpię radość kapłańską, to odpowiem, że z systematycznej modlitwy.

 

Jak w ciągu całego dnia wypełnionego ciężką pracą ma Ksiądz jeszcze siłę i czas na modlitwę?

 

xJW: Jak wam to wytłumaczyć? Kiedy byłem młodym księdzem, dwa miesiące po świeceniach, to myślałem, że zawojuję świat. W parafii na Załężu zajmowałem się młodzieżą oazową, uczyłem religii w salkach przy parafii, robiłem mnóstwo rzeczy, ciągle za czymś goniłem. Nagle zdałem sobie sprawę, że jutrznię z brewiarza odmawiam o 22.00. Zrozumiałem, że coś jest nie tak. Robię wszystko inne, a modlitwa mi ucieka. To znaczy jest, ale odmawiana byle jak. To nie jest modlitwa. Pamiętam, porozmawiałem wtedy z pewnym mądrym starszym księdzem. Zapytał mnie, o której wstaję. Odpowiedziałem, że o 6.30. Odpowiedział: „To wstawaj o 5.00. Wtedy będziesz miał czas, żeby porządnie odmówić brewiarz i inne modlitwy”. Wierzcie mi, że do dzisiaj to praktykuję. Zawsze to, co najważniejsze, musi być na początku, a wszystko inne potem. Trzeba też po południu znaleźć czas na nieszpory, a wieczorem na kompletę. Przy tak licznych zadaniach księży w dzisiejszym świecie trzeba podziwiać tych, którzy sumiennie odmawiają wszystkie modlitwy. A gdzie jeszcze czas na rozmyślanie? Gdzie czas na przygotowanie się do Mszy Świętej? Mam taką zasadę, że zawsze przed Mszą Świętą jeszcze w pokoju czytam przypadającą na dany dzień Ewangelię. Ale to wszystko wymaga czasu i mobilizowania samego siebie.

 

Wiele osób skarży się, że chciałyby się modlić, ale nie umieją, ulegają rozproszeniom, nie znajdują czasu. Co by im Ksiądz poradził?

 

xJW: Bardzo prosto zawsze radzę. Zazwyczaj dzieje się to w konfesjonale. Pytam wtedy: „Czy jest pani w stanie przez miesiąc codziennie rano wstać, zrobić znak krzyża świętego, odmówić «Chwała Ojcu»? To niech to pani zrobi”. Jak ona za 2-3 miesiące znowu przyjdzie, to mówi: „Wie ksiądz, ja jeszcze «Ojcze nasz» do tego dołożyłam”. I o to chodzi. Trzeba się nauczyć systematyczności. My się przyzwyczailiśmy do bałaganiarstwa w modlitwie. Modlimy się po drodze do pracy, bo nie mamy czasu. Dobrze, niech będzie po drodze, ale codziennie. Moja rada jest taka: naucz się systematyczności, zamiast długich, niedbale odklepanych modlitw odmów codziennie „Chwała Ojcu” - zobaczysz, że po miesiącu będziesz chcieć więcej.

 

Księdza kazania są zazwyczaj rzeczowe i konkretne - czy tak trzeba mówić do współczesnych ludzi przychodzących do kościoła?

 

xJW: Niedawno na pewnym wykładzie usłyszałem, że w obecnych czasach, pośpiechu, rozwoju techniki, braku czasu człowiek jest w stanie z uwagą słuchać tylko przez 7 minut. Więc tak, trzeba mówić krótko, bo jeśli uda nam się to, co napisane na np. sześciu stronach maszynopisu, streścić w ciągu 7 minut, to znaczy, że wybraliśmy to, co najważniejsze i mieliśmy na uwadze dobro słuchacza, a nie swoją potrzebę mówienia.

 

Ma Ksiądz pod swoją opieką trzech wikarych i rezydenta - czego chciałby Ksiądz ich nauczyć na dalszą drogę kapłaństwa?

 

xJW: Niczego. W kapłaństwie nie ma supermenów, którzy umieliby wszystko. Każdy ksiądz ma swój charyzmat, coś, w czym jest naprawdę dobry i czym może się podzielić z innymi. Dlatego nie ja ich uczę, ale my wszyscy się od siebie uczymy. A moją rolą jako proboszcza jest postaranie się, żeby w ciągu dnia znaleźć czas na wspólne spotkanie wszystkich księży pracujących w parafii - na modlitwę, odmawianie brewiarza, ale też na zwykłą rozmowę, podzielenie się tym, co wydarzyło się w ciągu dnia. Oczywiście, te charyzmaty widać w działaniu, w pracy na rzecz parafii, a nie w czasie wieczornych spotkań, ale one też są ważne. Często powtarzam, że Bogu dziękuję, bo zawsze miałem fajnych księży wokół siebie. I jako wikary, i jako proboszcz. To wielka łaska Boża.

 

Czy gdyby mógł Ksiądz zacząć swoje kapłaństwo od nowa, zmieniłby Ksiądz coś?

 

xJW: Nic.

 

Czego możemy Księdzu życzyć na kolejne 25 lat służby?

 

xJW: W Świętej Rodzinie było takie żartobliwe powiedzonko między księżmi: „Życzę księdzu zdrowia, zdrowia, zdrowia, bo zdrowie jest najważniejsze”. Rzeczywiście, kiedy człowiek jest po 50-tce i łyka coraz więcej tabletek, zaczyna rozumieć, że w tych życzeniach kryje się sporo racji. A tak naprawdę, jeśli chcecie mi czegoś życzyć, to życzcie mi, żeby cały czas miał taką jak dotąd radość kapłańską z tego, co robię.

 

Tego właśnie Księdzu życzymy. Dziękujemy za rozmowę.

 

Rozmawiały: Małgorzata Bartosik i Katarzyna Piasecka

© Wszelkie prawa zastrzeżone. Parafia p.w. Świętej Rodziny w Tychach - 2023