"Uderzony kamieniem"
- wywiad z ks. Piotrem Lewandowskim, wikarym w latach 2015-2018 r.
(wywiad przeprowadzony w 2015 r.)
BR: W kapłaństwo wpisane jest „porzucanie” miejsca. Porzucanie parafii poprzedniej, by zawitać w kolejnej, nowej.
xPL: Nie jestem benedyktynem, nie przysięgałem wierności jednemu miejscu. Przysięgałem wierność Chrystusowi i Jego Kościołowi.
BR: Czyli „porzucenie” poprzedniej parafii nie było dotkliwe?
xPL: Nie można tak powiedzieć. Parafia p.w. Matki Bożej Szkaplerznej w Imielinie była dobrym miejscem na pierwszą parafię. Zaraz na dzień dobry obchody stulecia parafii, codzienne obowiązki duszpasterskie, młodzież, dzieci, ministranci... Włożyłem w to całe swoje serce, czas, energię i siłę. I po trzech latach trzeba było się żegnać. Nie jakobym tego nie przewidywał. Nie znaczy, że porzuciłem moich parafian duchowo, że zerwałem wszystkie więzi, że ich nie znam. Nadal pozostało wiele pięknych wspomnień i relacji. Na początku, kiedy przybyłem do Świętej Rodziny często powtarzałem: „u nas w Imielinie”. Potem „u nas” zamieniło się na: „kiedyś w Imielinie”. A teraz... jestem już na innym etapie. Jednak pierwsza parafia dla kapłana to zazwyczaj pierwsza miłość, która nie rdzewieje.
BR: Cofnijmy się w czasie i przestrzeni do lat dziecięcych i młodzieńczych.
xPL: Urodziłem się 17 września 1987 r. w Zabrzu. Mieszkałem w Katowicach przy Katedrze Chrystusa Króla. Po I Komunii św. zostałem ministrantem. Byłem nim przez 10 lat. Dobrze pamiętam ten pierwszy dzień, to było 17 listopada 1996 r., natomiast 17 kwietnia 2004 r. (coś lubią mnie te 17-nastki!) zostałem animatorem służby liturgicznej. Wtedy nie zdawałem sobie sprawy, że była to swoista formacja, niejako przygotowująca mnie już do kapłaństwa.
BR: 10 lat to szmat czasu.
xPL: Tak. W międzyczasie ukończyłem szkołę podstawową, gimnazjum (wstyd się przyznać...) i liceum. Uczęszczałem wprawdzie do renomowanego liceum - wysoki poziom nauczania, wyszkolona kadra, wszystko super. Jednakże trudno było zachować swoją tożsamość, pozostać sobą. To była twarda szkoła życia, charakteru i silnej woli. Chyba zdałem ten egzamin...
BR: W liceum zazwyczaj krystalizują się poglądy co do wyboru kierunku studiów.
xPL: Uczęszczałem do klasy o profilu dziennikarskim. To była moja pasja. Osiem lat tworzenia diecezjalnej strony internetowej ministrantów. Wywiady ze znanymi osobami m.in. z Janiną Ochojską, s. Anną Bałchan, Katarzyną Widerą-Podsiadło, o. Leonem Knabitem, biskupem Stefanem Cichym. Miałem, tak mi się zdawało, jasno sprecyzowane plany: studia, a potem dziennikarstwo. Po maturze zdałem na politologię. Jednak, jeszcze przed ogłoszeniem wyników... wstąpiłem do seminarium!
BR: Jak to? A co z planami na przyszłość, z marzeniami?
xPL: Jak to co? One właśnie spełniły się i nadal spełniają - w kapłaństwie! Czasem mówi się o dwóch rodzajach powołań: Pawłowe - to te nagłe, jak nawrócenie Pawła pod Damaszkiem i Jonaszowe - kiedy powołany ucieka... i w końcu zostaje „uderzony”. Tak właśnie było ze mną.
BR: Czyli przez cały ten czas myślał Ksiądz jednak o kapłaństwie?
xPL: Nieprzerwanie. W liceum, kiedy wychodziło się z sali lekcyjnej, rozpościerał się przez okno osobliwy widok. Trzy miejsca stanowiące swoistą alternatywę: komenda policji - marna przyszłość - myślałem; cmentarz - jeszcze za wcześnie i... seminarium - może tam. Na tę decyzję miały ostatecznie wpływ dwa wydarzenia. Po pierwsze, wielkopostne rekolekcje z marca 2006 r. i wyjazd na spotkanie młodzieży z Papieżem Benedyktem XVI na krakowskie Błonia. Była końcówka maja 2006 r., zaraz po zakończonych maturach. Pamiętam, niosłem kamień z wyrytym moim imieniem pod budowę Centrum Jana Pawła II (i jest tam do dzisiaj!). Tam bardzo dużo się wydarzyło, chociaż byłem sceptycznie nastawiony do masowych imprez. Kilka miesięcy wcześniej, po powrocie ze Światowych Dni Młodzieży w Kolonii, zapytałem nawet o. Leona Knabita, jak zapatruje się na sens masowych imprez religijnych. Czy w tłumie można doświadczyć czegoś duchowego. Odpowiedział mi wtedy: „jak rzucisz kamieniem w tłum, to zawsze kogoś trafisz”. Tam, na Błoniach, to właśnie ja zostałem uderzony.
BR: Na czym to polegało?
xPL: Na przebudzeniu. Do tej pory uciekałem, wmawiałem sobie, że to nie dla mnie, nie teraz, robiłem wszystko, żeby temu zaprzeczyć. Na przekór sobie, Bogu i znakom, jakie mi dawał. A na krakowskich Błoniach zostałem „uderzony kamieniem” - czyli doszły do mnie słowa Jezusa: „przestań wreszcie udawać, przebudź się!”. I podjąłem wolną decyzję. Kamień spadł mi z serca. Coś sporo o tych kamieniach w moim życiu; no, ale Piotr: Kefa, znaczy skała. Oczywiście, przedtem dużo się modliłem. Szukałem ciszy. To wiązało się z odstawieniem wielu spraw i rzeczy na boczny tor. To pomogło mi „wyłączyć się” i nawiązać kontakt z Bogiem. Druga bardzo ważna sprawa to kontakt z drugim człowiekiem. Znalazły się osoby, które rozmawiały ze mną i przez to bardzo mi pomogły. I po trzecie - przykład innych. Z perspektywy czasu wiem, że to nie tylko ja, mój cel, mój wysiłek, ale wpływ innych.
BR: Wstąpienie do seminarium było uwieńczeniem tych zmagań.
xPL: Tak, wstąpiłem do seminarium. Pamiętam, jak w dniu moich 19 urodzin dowiedziałem się, że... jednak przyjęto mnie na studia politologiczne! Powiesiłem sobie tę kartkę z rektoratu nad łóżkiem i... śmiałem się do życia! Dodam jeszcze, że seminarium znajdowało się na terenie mojej parafii rodzinnej, miałem więc bardzo blisko do domu. Jednak starałem się być wierny zasadom i nie korzystać z tego przywileju. Dużo się działo.
BR: Co szczególnie Ksiądz pamięta?
xPL: Dwa pierwsze tygodnie, a później... same święcenia! Brzmi śmiesznie, ale coś w tym jest. Na trzecim roku nastąpił przełom. Pragnienie, żeby osiągnąć cel i wszystko jemu podporządkować. Święcenia diakonatu przyjąłem 13 marca 2011 r. w Piekarach Śląskich. Było nas 26, już nie powtórzył się tak liczny rocznik. Rok później, 12 maja 2012 r. przyjąłem święcenia kapłańskie w katowickiej Katedrze - moim własnym kościele parafialnym. Dzień później, 13 maja odprawiłem tam swoją pierwszą mszę świętą.
BR: Jak to jest, kiedy leży się na posadzce podczas święceń kapłańskich?
xPL: To wielkie przeżycie. Miałem w sobie jednak wielki pokój serca i wrażenie, że jestem w katedrze zupełnie sam.
BR: Czy trudno jest być księdzem?
xPL: Tak, jeśli się nie wie, po co się nim jest. Nie, jeżeli wiem, kim jestem i jaki jest tego sens. Jednak to nie jest łatwa droga. Gdybym chciał wybrać łatwą, to na pewno nie byłoby to kapłaństwo. Kapłaństwo, podobnie jak małżeństwo, jest zobowiązaniem miłości, uczciwości i wierności do końca. Również w obliczu trudności i wbrew nim. W małżeństwie przysięga się to współmałżonkowi, w kapłaństwie - Chrystusowi i Kościołowi.
BR: Co by Ksiądz powiedział młodemu człowiekowi, który utracił sens życia?
xPL: Najpierw bym go wysłuchał. To bardzo ważne. Szczególnie dzisiaj, gdy klawiatura wypiera usta, serce i rozum. Jednak boję się gotowych recept, przepisów na szczęście. Każda droga jest inna - tak, jak człowiek. Co bym mu powiedział? Poradziłbym mu to samo, czym kierowałem się w wyborze swojej drogi. Czyli, po pierwsze, rozmowa - porozmawiaj z kimś. Po drugie - pomódl się, zdystansuj. I w końcu - wzoruj się na tych, którym się udało, którzy wyszli może z jeszcze gorszej opresji.
BR: Jaki święty jest Księdzu szczególnie bliski?
xPL: Zawsze chciałem mieć na imię Maksymilian. W to imię wpisane jest życie na wysokich obrotach, „na maksa„, jakby powiedziała młodzież. Dlatego przyjąłem je w sakramencie bierzmowania, a mój patron św. Maksymilian Maria Kolbe stawał mi się coraz bardziej bliski. Kiedy studiowałem Jego życiorys, zacząłem dostrzegać podobieństwa między nami, od cech charakterologicznych po zainteresowania, pasje (bynajmniej nie świętość - tu śmiech). Po pierwsze jest patronem dziennikarzy. Jego „Rycerz Niepokalanej” przetrwał do dziś, jako czasopismo promujące najwyższe wartości. Niewielu wie o tym, że św. Maksymilian już w latach 30-tych projektował... rakiety kosmiczne, przez co wyprzedzał swoje czasy. Również, jeżeli chodzi o ewangelizację, oddawał się maksymalnie służbie głoszenia Chrystusa. Świadczą o tym jego podróże do odległych zakątków świata m.in. do Japonii. Stawiał sobie i innym maksymalne cele, które z pasją i oddaniem realizował. To on powiedział: „żeby umrzeć od uderzenia miecza, trzeba umieć umierać od milionów szpilek”. Śmierć w obozie koncentracyjnym, oddanie życia za współwięźnia, to był owoc, zwieńczenie całego jego trudnego i równocześnie fascynującego życia.
BR: A gdyby Ksiądz żył 2000 lat temu, i był powołany do grona Dwunastu, to którym z nich chciałby Ksiądz być i dlaczego?
xPL: Bezapelacyjnie Piotrem. I bynajmniej nie chodzi o tendencje do rządzenia... To był święty z przeszłością, z charakterem. Człowiek cierpienia, walki, buntu i przeżywania. Moment zmartwychwstania Jezusa zmienia go. Odtąd nieustraszony głosi Ewangelię do końca.
BR: A zaczęło się wszystko nad Jeziorem Galilejskim.
xPL: Tak. Spośród wszystkich niesamowitych momentów podczas mojej tegorocznej pielgrzymki po Ziemi Świętej, największym przeżyciem była dla mnie wizyta właśnie nad Jeziorem Galilejskim, w miejscu powołania Piotra. Chciałbym tam powracać.
BR: Powracając do „tu i teraz”, jakie ma Ksiądz hobby?
xPL: Przeróżne. Kiedyś: dziennikarstwo, choć nie mogę powiedzieć, że teraz nie przydaje się ono czasem w pracy duszpasterskiej. Lektury historyczne - Norman Davies w kolejce. Ponadto sport, góry, fotografia, dobra muzyka i sztuka.
BR: Które słowa Jezusa są dla Księdza szczególnym światłem, drogowskazem?
xPL: Całe Pismo Święte jest niesamowitą inspiracją i siłą. Natomiast w mojej Biblii jest podkreślone tylko jedno zdanie: „Darmo otrzymaliście, darmo dawajcie!” (Mt 10,8). To równocześnie moje motto prymicyjne, które kapłan wybiera przy okazji uroczystości prymicyjnych, jego inspiracja. Mam świadomość tego, co otrzymałem i chcę się tym dzielić.
BR: Proszę więc ubogacać nas swoją filozofią życia „na maksa”, swoją duchowością i prowadzić nas do niezapomnianych spotkań z Jezusem. Bardzo dziękuję za rozmowę.
© Wszelkie prawa zastrzeżone. Parafia p.w. Świętej Rodziny w Tychach - 2023