Święta Rodzina w Tychach była Księdza drugą parafią. Co nowego te trzy lata z nami spędzone wniosły?
Mówi się - tak słyszałem, że pierwsza parafia to trochę taka „zabawa w duszpasterstwo”. Człowiek jest tak zaskoczony, podekscytowany parafią, duszpasterstwem, że nie ma czasu na osobistą refleksję, bo wciąż coś robi, gdzieś działa. Druga parafia jest weryfikacją pierwszej, czasem porównywania - co uważam jest nieuniknione, choć czasem może pójść w złą stronę. Człowiek może wymieniać: tu było lepiej, tam było gorzej; tam to, tu tamto itd. Druga parafia to jest już takie bardziej świadome podejście do pewnych spraw.
Nie ma takiego efektu wow?
To zależy od tego, jakie są wyzwania, ale jest to już na pewno mniejsze wow. A co pobyt tutaj wniósł w moje życie? Myślę, że właśnie takie pogłębienie przeżywania kapłaństwa, tego co się robi i tego kim się jest.
Miał Ksiądz jakieś plany, które chciał tu zrealizować? Udało się czy nie?
Zawsze tak jest, zawsze tak mam, bo taki jestem, że ciągle mi mało. Są takie rzeczy, które się nie udały, pozostawię je dla siebie, część z nich była gdzieś omawiana, dyskutowana, część zostaje we mnie. A co się udało. Myślę, że nie mnie to oceniać, zostawiam to Panu Bogu i ludziom. Dla mnie budujące i ważne było to, co Dzieci Maryi mi powiedziały po Mszy dziękczynno-pożegnalnej. Mówiły, że przez te trzy lata stały się wspólnotą. Właśnie wśród tylu dobrych słów, które wtedy usłyszałem, te bardzo mocno mi zapadły w pamięci. I taki mam cel, by każda wspólnota, w której posługuję rzeczywiście była wspólnotą, a nie tylko jakąś tam działającą grupą. Cieszę się, że udało się co miesiąc spotykać z ministrantami i ich rodzinami, co w mojej poprzedniej parafii zupełnie nie wychodziło. Diakonia Lektorów, to też to, co cieszy, że powstało.
Prowadził Ksiądz m.in. ministrantów, nadzwyczajnych szafarzy, podjął się właśnie stworzenia Diakoni Lektorów. Przez te trzy lata można było na wielu płaszczyznach zaobserwować to, że liturgia jest Księdza konikiem. Co jest w niej takiego urzekającego?
Tak odpowiem dominikańsko, bo właśnie św. Dominik tak nastawiał swoich współtowarzyszy: dziel się tym, co doświadczyłeś. Liturgia jest wielkim bogactwem, nie mamy większego. Dzięki liturgii odkryłem swoje powołanie, ona jest szczytem i źródłem życia chrześcijańskiego. Dlatego tak szczególne jej miejsce w moim życiu i posłudze.
Każda parafia ma swoje zwyczaje. Czy na początku posługi w naszej parafii coś Księdza zaskoczyło właśnie w kwestiach liturgii?
Tak, i pozytywnie i negatywnie. Pozytywnie może nie w kwestiach liturgii, ale zaobserwowałem, że gdy parafianie przychodzą przed Mszami wcześnie do kościoła, to zachowują postawy w swojej prywatnej modlitwie. Stoją, siadają, klęczą. Widzę, że u wielu jest to świadome. Oczywiście dostrzegając pozytywy, nie mogę pominąć zaangażowania wiernych w liturgię: czytania, śpiew, schola. A co mi się nie podoba, niektórzy wiedzą. (śmiech)
Co prócz liturgii w kapłańskim posługiwaniu jest Księdzu bliskie?
Głoszenie i wyjaśnianie prawd wiary. Można to wielorako realizować, przez konferencje, homilie, a nawet na katechezie w szkole, która z różnych względów jest ciężką działką. Ważny jest także taki indywidualny, osobisty dialog czy to w czasie spowiedzi czy na kolędzie.
Czy jest jakieś zdarzenie, sytuacja, która zapadła Księdzu w pamięci i długo w niej pozostanie?
Może nie ma jakiejś jednej sytuacji, ale mnogość tych różnych małych sytuacji, w których były jakieś pierwiastki niezwykłości jest taka, że po prostu nie mam żadnej konkretnej, odznaczającej względem innych na myśli.
W czasie posługi w naszej parafii katechizował Ksiądz również w szkole. Spotkałem się z takim stwierdzeniem, że katecheza dla niektórych księży jest jak kula u nogi. Jak Ksiądz to widzi, chociażby ze swojego doświadczenia?
No tak, dla niektórych księży jest to kula u nogi, ale nie możemy zapominać, że jednym z głównych zadań kapłanów jest głoszenie Ewangelii. Zatem uciekanie od katechezy uważam za postawienie poważnego znaku zapytania obok realizacji jednego z trzech głównych zadań kapłana i Kościoła - obok wspomnianej liturgii i posługi charytatywnej. Katecheza - jest to rzecz trudna, ale potrzebna. Jak wiadomo, dziś różnie z tymi szkołami bywa, jednak z wieloma osobami mamy tylko taką okazję na podjęcie dialogu. Jedni z niej uciekają, rezygnują. Inni sami przychodzą, proszą o rozmowę, spowiedź, kierownictwo duchowe... Jest to wielka szansa dla tych osób, które najczęściej nie mają innego kontaktu z Kościołem. Często więc nazywam katechizację nie uczeniem, a po prostu ewangelizacją.
„Kapłaństwo, podobnie jak małżeństwo, jest zobowiązaniem miłości, uczciwości i wierności do końca. Również w obliczu trudności i wbrew nim. W małżeństwie przysięga się to współmałżonkowi, w kapłaństwie - Chrystusowi i Kościołowi.” Te słowa padły w czasie wywiadu w 2015 r. w odpowiedzi na pytanie: „Czy trudno jest być księdzem?” Czy po sześciu latach kapłaństwa jakoś by je Ksiądz zmienił, coś dodał, inaczej na nie spojrzał?
Dodałbym tylko, słowo ogromnym, kapłaństwo jest ogromnym zobowiązaniem.
Tak jak ks. proboszcz zwrócił uwagę w czasie Mszy pożegnalnej. Pierwsza Księdza parafia była parafią maryjną, u nas Maryja jako Matka Boga, teraz Chorzów i parafia Wniebowzięcia. Można powiedzieć, że Maryja jest szczególnie obecna na tej kapłańskiej drodze.
Rzeczywiście. Jest to nawet moje rozważanie, doświadczenie w czasie tegorocznych rekolekcji w Czernej, że ta maryjność i kapłaństwo idą u mnie w parze bardzo konkretnie...
Jak to jest - tak po ludzku - iść w nowe miejsce ze świadomością, że za jakiś czas będzie trzeba go opuścić?
Nie mam problemu z przeprowadzkami, tzn. nie jeśli chodzi o nowe miejsca itd. Ciężej jest jeśli chodzi o pakowanie, którego nie cierpię (śmiech), generalnie jednak jestem do tego przyzwyczajony. Oczywiście, że nie jest tak, że nie ma jakiegokolwiek przywiązania do miejsca, ludzi. Tak to widzę, że często wierni przeżywają to jednak bardziej niż sam kapłan. Nie dlatego, że on się nie przywiązuje, ale wie, że prędzej czy później będzie musiał ruszyć dalej. Wierni zostają, są przyzwyczajeni bardziej do pewnej stałości. Taki mamy model życia w Polsce, jesteśmy domatorami, lubimy stałość. Kapłan wiedzie bardziej „amerykański” styl życia - trzy lata tu, pięć tam, dwa jeszcze gdzie indziej. Można stwierdzić, że dla kapłana przeprowadzka jest to pewien wskaźnik tego, na ile jest wolny, na ile przywiązuje się do tego, co ludzkie i powszednie.
Rozmawiał Tomasz Widłak
Tomasz Widłak: Zacznijmy od początku: skąd w ogóle pomysł na gazetkę parafialną?
Ks. Józef Włosek: To nie był żaden wielki pomysł. Robiłem to już jako wikary w parafii św. Krzysztofa czy nawet wcześniej na Załężu, bo uważałem, że do ludzi trzeba jakoś dotrzeć z wiadomościami. Jako wikary nie czuje się ogromu całej parafii, ma się konkretny jej fragment, konkretne grupy. Jako proboszcz człowiek zaczyna widzieć, że trzeba dotrzeć do wszystkich. Wydarzenie, które jeszcze bardziej przekonało mnie do tego, że tworzenie gazetki parafialnej ma sens, miało miejsce już w Świętej Rodzinie. Przyszedł kiedyś do mnie do spowiedzi mężczyzna, który nie spowiadał się od kilkunastu lat. I tak się go spytałem, co go tak tchnęło, żeby się tak nagle nawrócić, a on na to: No ksiądz nie uwierzy, moja żona przynosi mi te wasze gazetki do domu. I zaczął opowiadać, że raz zerknął do jednej, a tam na każdej stronie powtarzający się nagłówek: NAWRÓĆ SIĘ, NAWRÓĆ SIĘ... i wtedy doszedł do wniosku, że pora coś ze sobą zrobić. Wtedy też pomyślałem, że taka niepozorna gazetka może być dobrą formą ewangelizacji.
TW: Jak to wyglądało? Czy Ksiądz obserwował, kto by się nadawał do pisania, tworzenia czy to było wielkie ogłoszenie z ambony: robimy gazetkę i te osoby same się zgłaszały?
JW: Nie, z parafii św. Krzysztofa - gdzie byłem wikarym przyszedłem do Świętej Rodziny jako proboszcz. W tej pierwszej parafii sporo osób już pisało w tamtejszej gazetce, wiele z nich przeszło do nas, po prostu trzeba było tych ludzi skompletować, zebrać. To samo tak przyszło, podziało się automatycznie. To było, jest przyjemne, że ci ludzie się znaleźli, że przyszli sami od siebie. Ważne jest to, że ludzie chcą robić tę gazetkę wspólnie, że się spotykają, że ta kilkuosobowa grupa współpracuje, zawsze znajdzie jakiś temat, o którym można napisać.
TW: Czy z początkiem roku 1998 i z planowaniem „Naszej Rodziny” myślał Ksiądz, że dotrwa ona do dwudziestej rocznicy powstania, do tysięcznego numeru?
JW: Żadnych planów. Nie zakładałem, że to będzie dwadzieścia lat istnieć. Jako proboszcz i w Świętej Rodzinie, i tu mam możliwość zajmować się tym osobiście. Wikarzy się zmieniają - są różni, jeden ma większy zapał, drugi mniejszy. Każdy ma swój charyzmat, ja się temu nie dziwę, nie krytykuję tego. Ktoś się zna na pracy z dziećmi, to niech pracuje z dziećmi, a nie, że na siłę ma mieć gazetkę, mimo, że tego nie czuje, bo poprzednik miał. Uważam, że to proboszcz powinien zawsze mieć gazetkę i całą Diakonię Słowa pod sobą. Tak się przyzwyczaiłem, że sam składam gazetkę i w Rodzinie i tu. Tak samo zajmuję się stroną internetową i stroną na Facebooku. Nie wiem ile te gazetki będą istnieć, nie zakładam takich rzeczy. Wiem, że w parafii św. Krzysztofa ta gazetka, którą tam, jako wikary tworzyłem nadal istnieje i bardzo dobrze. Uważam, że trzeba te gazetki tworzyć dopóki jest potrzeba.
Ks. Piotr Lewandowski: Patrząc ze strony proboszcza, np. tutaj na Tysiącleciu, czy dziś w dobie Internetu jest w ogóle potrzeba prowadzenia gazetki?
JW: Zawsze jest potrzeba, bo dzisiaj ewangelizacja idzie w różnych kierunkach. W gazetce są intencje i ogłoszenia - jest komunikacja, ale także gazetka jest formą głoszenia, dawania świadectwa. Szczególnie jest to ważne dla osób starszych czy takich, które nie mają dostępu do Internetu.
PL: Właśnie, w kontekście gazetki ostatnio po spotkaniu z nadzwyczajnymi szafarzami zrodziła mi się taka myśl, że ta gazetka dla wielu chorych jest taką - czasem jedyną - okazją do łączności z parafią.
JW: Po to też ona jest. Tak jak Ksiądz mówi, gazetka powinna być taka prosta i sensowna. Mam być dla każdego. My nieraz w tych gazetkach piszemy o wszystkim i o niczym, a może warto by np. jakiś szafarz napisał świadectwo o tym jak idzie do chorych, jak to wygląda, co wtedy czuje. Dzielmy się tą wiarą obecną w takich codziennych sytuacjach. Dobrze, że ci szafarze te gazetki noszą, niech wszyscy czytają, niech każdy wie, co w parafii się dzieje, nawet, jeśli chodzi o takie rzeczy jak obchód chorych. Warto mówić i wyjaśniać takie rzeczy, często są one skryte, mało kto o nich wie - warto pisać tak by wyjaśniać rzeczy praktyczne.
TW. Jaka forma gazetki jest dobra?
JW: Ja od czasów Świętej Rodziny przyjąłem założenie, że gazetka powinna być w formie kronikarskiej. Intencje, ogłoszenia i to, co się wydarzyło lub niedługo wydarzy.
TW: Czy i w jaki sposób działa gazetka w parafii na Tysiącleciu Dolnym?
JW.: Mamy 14-16 osób, w tym trzy panie polonistki - także działa to, tu prężnie, jest wiele artykułów, świadectw z wydarzeń, które dzieją się w parafii, choćby teraz mamy rekolekcje wielkanocne, także gazetka często wychodzi po 10 stron. Niestety tę gazetkę przebija strona internetowa. Nakład gazetki wynosi zazwyczaj 550 szt., liczba parafian 18 tys., wejść na stronę ok. 4 tys. na tydzień, a stronę na Facebooku odwiedza ok. 800 osób. W związku z tym część artykułów z gazetki umieszczamy właśnie w Internecie. Są cenne, a tak można dotrzeć do większej ilości osób. A czy gazetka jest potrzebna? Zawsze jest, bo ludzie chcą wiedzieć, jakie są intencje, ogłoszenia i co się dzieje w parafii.
TW: Jakie treści porusza ta gazetka?
JW: Jak mówiłem informacyjne, nie piszemy wielkiej teologii, owszem wyjaśniamy znaczenie różnych symboli w liturgii, czy innych rzeczy, które są praktyczne. Są to teksty, które służą głównie dobrą radą. Od artykułów teologicznych mamy „Gościa Niedzielnego,” tam warto zajrzeć i poczytać teologów, tych, którzy znają się na rzeczy.
TW: Co liczy się w gazetce parafialnej?
JW: Dotarcie do parafian, przekaz informacji, danie świadectwa - forma ewangelizacji. Niech ją czyta tylko sto osób, ale warto ją tworzyć. Często jest tak, że ktoś przyniesie swoje świadectwo, my zamieścimy je w gazetce, a za chwilę mamy kolejne pięć listów na dany temat. To jest szczególna rola gazetki - ma prowokować do działania, do zagłębienia się nad własną wiarą. Ma być motorem do działania, do pogłębiania i szerzenia życia chrześcijańskiego. Myślę, że w gazetce najważniejsze są świadectwa wiary, świadectwa życia rodzinnego.
PL: Myślę, że ważna w gazetce jest także równowaga między informacją a formacją.
JW: Jedno i drugie ma swoje miejsce, ale informacja przede wszystkim. Prosty przykład: wszyscy wiedzą, że w Wielką Sobotę święci się jajka. Jednak w naszej parafii to będzie wyglądało inaczej, w Świętej Rodzinie jeszcze inaczej. I o tym trzeba napisać jak to wygląda w konkretnej parafii. I mamy zawarte trochę treści o Wielkiej Sobocie, a z drugiej strony informację dla ludzi jak się mają zachować, jak to wygląda. Żadna wielka teologia, po prostu nauczanie o konkretnych rzeczach, tak by wiedzieć co, dlaczego, jak i kiedy. Formacja idzie dalej np. w różne spotkania grup, tam trzeba głębiej w to wejść i zrobić coś porządnego.
TW: Czy w Naszej Rodzinie były jakieś momenty kryzysu, w których nie było komu pisać?
JW: Nie! Zawsze się ludzie znaleźli, nigdy nie było tak, że ksiądz musiał pisać sam.
TW: Jakieś słowo na koniec?
JW: Pozdrawiam Wszystkich i tych, co tworzą gazetkę i tych, co czytają. Róbcie to dalej, twórzcie, bo jest to potrzebne.
Rozmawiali: ks. Piotr Lewandowski i Tomasz Widłak
O szkole życia, porzuconych studiach, przygodzie na Błoniach, leżeniu na posadzce, o Maksymilianie, Piotrze czyli o sobie samym z ks. Piotrem Lewandowskim rozmawia Barbara Rudkowska.
W kapłaństwo wpisane jest „porzucanie” miejsca. Porzucanie parafii poprzedniej, by zawitać w kolejnej, nowej.
Nie jestem benedyktynem, nie przysięgałem wierności jednemu miejscu. Przysięgałem wierność Chrystusowi i Jego Kościołowi.
Czyli „porzucenie” poprzedniej parafii nie było dotkliwe?
Nie można tak powiedzieć. Parafia p.w. Matki Bożej Szkaplerznej w Imielinie była dobrym miejscem na pierwszą parafię. Zaraz na dzień dobry obchody stulecia parafii, codzienne obowiązki duszpasterskie, młodzież, dzieci, ministranci... Włożyłem w to całe swoje serce, czas, energię i siłę. I po trzech latach trzeba było się żegnać. Nie jakobym tego nie przewidywał. Nie znaczy, że porzuciłem moich parafian duchowo, że zerwałem wszystkie więzi, że ich nie znam. Nadal pozostało wiele pięknych wspomnień i relacji. Na początku, kiedy przybyłem do Świętej Rodziny często powtarzałem: „u nas w Imielinie”. Potem „u nas” zamieniło się na: „kiedyś w Imielinie”. A teraz... jestem już na innym etapie. Jednak pierwsza parafia dla kapłana to zazwyczaj pierwsza miłość, która nie rdzewieje.
Cofnijmy się w czasie i przestrzeni do lat dziecięcych i młodzieńczych.
Urodziłem się 17 września 1987 r. w Zabrzu. Mieszkałem w Katowicach przy Katedrze Chrystusa Króla. Po I Komunii św. zostałem ministrantem. Byłem nim przez 10 lat. Dobrze pamiętam ten pierwszy dzień, to było 17 listopada 1996 r., natomiast 17 kwietnia 2004 r. (coś lubią mnie te 17-nastki!) zostałem animatorem służby liturgicznej. Wtedy nie zdawałem sobie sprawy, że była to swoista formacja, niejako przygotowująca mnie już do kapłaństwa.
10 lat to szmat czasu.
Tak. W międzyczasie ukończyłem szkołę podstawową, gimnazjum (wstyd się przyznać...) i liceum. Uczęszczałem wprawdzie do renomowanego liceum - wysoki poziom nauczania, wyszkolona kadra, wszystko super. Jednakże trudno było zachować swoją tożsamość, pozostać sobą. To była twarda szkoła życia, charakteru i silnej woli. Chyba zdałem ten egzamin...
W liceum zazwyczaj krystalizują się poglądy co do wyboru kierunku studiów.
Uczęszczałem do klasy o profilu dziennikarskim. To była moja pasja. Osiem lat tworzenia diecezjalnej strony internetowej ministrantów. Wywiady ze znanymi osobami m.in. z Janiną Ochojską, s. Anną Bałchan, Katarzyną Widerą-Podsiadło, o. Leonem Knabitem, biskupem Stefanem Cichym. Miałem, tak mi się zdawało, jasno sprecyzowane plany: studia, a potem dziennikarstwo. Po maturze zdałem na politologię. Jednak, jeszcze przed ogłoszeniem wyników... wstąpiłem do seminarium!
Jak to? A co z planami na przyszłość, z marzeniami?
Jak to co? One właśnie spełniły się i nadal spełniają - w kapłaństwie! Czasem mówi się o dwóch rodzajach powołań: Pawłowe - to te nagłe, jak nawrócenie Pawła pod Damaszkiem i Jonaszowe - kiedy powołany ucieka... i w końcu zostaje „uderzony”. Tak właśnie było ze mną.
Czyli przez cały ten czas myślał Ksiądz jednak o kapłaństwie?
Nieprzerwanie. W liceum, kiedy wychodziło się z sali lekcyjnej, rozpościerał się przez okno osobliwy widok. Trzy miejsca stanowiące swoistą alternatywę: komenda policji - marna przyszłość - myślałem; cmentarz - jeszcze za wcześnie i... seminarium - może tam. Na tę decyzję miały ostatecznie wpływ dwa wydarzenia. Po pierwsze, wielkopostne rekolekcje z marca 2006 r. i wyjazd na spotkanie młodzieży z Papieżem Benedyktem XVI na krakowskie Błonia. Była końcówka maja 2006 r., zaraz po zakończonych maturach. Pamiętam, niosłem kamień z wyrytym moim imieniem pod budowę Centrum Jana Pawła II (i jest tam do dzisiaj!). Tam bardzo dużo się wydarzyło, chociaż byłem sceptycznie nastawiony do masowych imprez. Kilka miesięcy wcześniej, po powrocie ze Światowych Dni Młodzieży w Kolonii, zapytałem nawet o. Leona Knabita, jak zapatruje się na sens masowych imprez religijnych. Czy w tłumie można doświadczyć czegoś duchowego. Odpowiedział mi wtedy: „jak rzucisz kamieniem w tłum, to zawsze kogoś trafisz”. Tam, na Błoniach, to właśnie ja zostałem uderzony.
Na czym to polegało?
Na przebudzeniu. Do tej pory uciekałem, wmawiałem sobie, że to nie dla mnie, nie teraz, robiłem wszystko, żeby temu zaprzeczyć. Na przekór sobie, Bogu i znakom, jakie mi dawał. A na krakowskich Błoniach zostałem „uderzony kamieniem” - czyli doszły do mnie słowa Jezusa: „przestań wreszcie udawać, przebudź się!”. I podjąłem wolną decyzję. Kamień spadł mi z serca. Coś sporo o tych kamieniach w moim życiu; no, ale Piotr: Kefa, znaczy skała. Oczywiście, przedtem dużo się modliłem. Szukałem ciszy. To wiązało się z odstawieniem wielu spraw i rzeczy na boczny tor. To pomogło mi „wyłączyć się” i nawiązać kontakt z Bogiem. Druga bardzo ważna sprawa to kontakt z drugim człowiekiem. Znalazły się osoby, które rozmawiały ze mną i przez to bardzo mi pomogły. I po trzecie - przykład innych. Z perspektywy czasu wiem, że to nie tylko ja, mój cel, mój wysiłek, ale wpływ innych.
Wstąpienie do seminarium było uwieńczeniem tych zmagań.
Tak, wstąpiłem do seminarium. Pamiętam, jak w dniu moich 19 urodzin dowiedziałem się, że... jednak przyjęto mnie na studia politologiczne! Powiesiłem sobie tę kartkę z rektoratu nad łóżkiem i... śmiałem się do życia! Dodam jeszcze, że seminarium znajdowało się na terenie mojej parafii rodzinnej, miałem więc bardzo blisko do domu. Jednak starałem się być wierny zasadom i nie korzystać z tego przywileju. Dużo się działo.
Co szczególnie Ksiądz pamięta?
Dwa pierwsze tygodnie, a później... same święcenia! Brzmi śmiesznie, ale coś w tym jest. Na trzecim roku nastąpił przełom. Pragnienie, żeby osiągnąć cel i wszystko jemu podporządkować. Święcenia diakonatu przyjąłem 13 marca 2011 r. w Piekarach Śląskich. Było nas 26, już nie powtórzył się tak liczny rocznik. Rok później, 12 maja 2012 r. przyjąłem święcenia kapłańskie w katowickiej Katedrze - moim własnym kościele parafialnym. Dzień później, 13 maja odprawiłem tam swoją pierwszą mszę świętą.
Jak to jest, kiedy leży się na posadzce podczas święceń kapłańskich?
To wielkie przeżycie. Miałem w sobie jednak wielki pokój serca i wrażenie, że jestem w katedrze zupełnie sam.
Czy trudno jest być księdzem?
Tak, jeśli się nie wie, po co się nim jest. Nie, jeżeli wiem, kim jestem i jaki jest tego sens. Jednak to nie jest łatwa droga. Gdybym chciał wybrać łatwą, to na pewno nie byłoby to kapłaństwo. Kapłaństwo, podobnie jak małżeństwo, jest zobowiązaniem miłości, uczciwości i wierności do końca. Również w obliczu trudności i wbrew nim. W małżeństwie przysięga się to współmałżonkowi, w kapłaństwie - Chrystusowi i Kościołowi.
Co by Ksiądz powiedział młodemu człowiekowi, który utracił sens życia?
Najpierw bym go wysłuchał. To bardzo ważne. Szczególnie dzisiaj, gdy klawiatura wypiera usta, serce i rozum. Jednak boję się gotowych recept, przepisów na szczęście. Każda droga jest inna - tak, jak człowiek. Co bym mu powiedział? Poradziłbym mu to samo, czym kierowałem się w wyborze swojej drogi. Czyli, po pierwsze, rozmowa - porozmawiaj z kimś. Po drugie - pomódl się, zdystansuj. I w końcu - wzoruj się na tych, którym się udało, którzy wyszli może z jeszcze gorszej opresji.
Jaki święty jest Księdzu szczególnie bliski?
Zawsze chciałem mieć na imię Maksymilian. W to imię wpisane jest życie na wysokich obrotach, „na maksa„, jakby powiedziała młodzież. Dlatego przyjąłem je w sakramencie bierzmowania, a mój patron św. Maksymilian Maria Kolbe stawał mi się coraz bardziej bliski. Kiedy studiowałem Jego życiorys, zacząłem dostrzegać podobieństwa między nami, od cech charakterologicznych po zainteresowania, pasje (bynajmniej nie świętość - tu śmiech). Po pierwsze jest patronem dziennikarzy. Jego „Rycerz Niepokalanej” przetrwał do dziś, jako czasopismo promujące najwyższe wartości. Niewielu wie o tym, że św. Maksymilian już w latach 30-tych projektował... rakiety kosmiczne, przez co wyprzedzał swoje czasy. Również, jeżeli chodzi o ewangelizację, oddawał się maksymalnie służbie głoszenia Chrystusa. Świadczą o tym jego podróże do odległych zakątków świata m.in. do Japonii. Stawiał sobie i innym maksymalne cele, które z pasją i oddaniem realizował. To on powiedział: „żeby umrzeć od uderzenia miecza, trzeba umieć umierać od milionów szpilek”. Śmierć w obozie koncentracyjnym, oddanie życia za współwięźnia, to był owoc, zwieńczenie całego jego trudnego i równocześnie fascynującego życia.
A gdyby Ksiądz żył 2000 lat temu, i był powołany do grona Dwunastu, to którym z nich chciałby Ksiądz być i dlaczego?
Bezapelacyjnie Piotrem. I bynajmniej nie chodzi o tendencje do rządzenia... To był święty z przeszłością, z charakterem. Człowiek cierpienia, walki, buntu i przeżywania. Moment zmartwychwstania Jezusa zmienia go. Odtąd nieustraszony głosi Ewangelię do końca.
A zaczęło się wszystko nad Jeziorem Galilejskim.
Tak. Spośród wszystkich niesamowitych momentów podczas mojej tegorocznej pielgrzymki po Ziemi Świętej, największym przeżyciem była dla mnie wizyta właśnie nad Jeziorem Galilejskim, w miejscu powołania Piotra. Chciałbym tam powracać.
Powracając do „tu i teraz”, jakie ma Ksiądz hobby?
Przeróżne. Kiedyś: dziennikarstwo, choć nie mogę powiedzieć, że teraz nie przydaje się ono czasem w pracy duszpasterskiej. Lektury historyczne - Norman Davies w kolejce. Ponadto sport, góry, fotografia, dobra muzyka i sztuka.
Które słowa Jezusa są dla Księdza szczególnym światłem, drogowskazem?
Całe Pismo Święte jest niesamowitą inspiracją i siłą. Natomiast w mojej Biblii jest podkreślone tylko jedno zdanie: „Darmo otrzymaliście, darmo dawajcie!” (Mt 10,8). To równocześnie moje motto prymicyjne, które kapłan wybiera przy okazji uroczystości prymicyjnych, jego inspiracja. Mam świadomość tego, co otrzymałem i chcę się tym dzielić.
Proszę więc ubogacać nas swoją filozofią życia „na maksa”, swoją duchowością i prowadzić nas do niezapomnianych spotkań z Jezusem. Bardzo dziękuję za rozmowę.
O pasjach naukowych, czytaniu, które staje się spotkaniem; o Ziemi Świętej, stworzeniu świata i o ludzkim Abrahamie z ks. dr. Maciejem Basiukiem rozmawia Barbara Rudkowska.
Minęło już parę miesięcy, odkąd przybył Ksiądz do nas w charakterze rezydenta. Co było przed nami?
Święcenia kapłańskie przyjąłem w 1997 r. w katedrze p.w. Chrystusa Króla w Katowicach. Moją pierwszą placówką duszpasterską była parafia p.w. św. Stanisława w Żorach skąd przybyłem do was, do Świętej Rodziny w Tychach.
Jak to możliwe? To chyba jakiś skrót myślowy.
Nie. Po prostu przez 18 lat byłem w jednej parafii. Najpierw wikarym, potem studentem, następnie rezydentem.
Jaka jest specyfika tych różnych sposobów bycia księdzem?
Tego się nie da rozdzielić. Jedno wypływa z drugiego i stanowi logiczną całość. Ten proces cały czas trwa. Dalej służę, uczę się, rozwijam intelektualnie i duchowo. To należy do istoty człowieczeństwa i kapłaństwa.
W ciągu tych 18 lat jakie doświadczenia, priorytety przyświecały Księdzu w posłudze duszpasterskiej? Z jakimi grupami był Ksiądz szczególnie związany?
W sposób naturalny w młodości z młodzieżą, w Ruchu Światło-Życie. Później, kiedy moja młodzież wydoroślała, zaczęła zakładać swoje rodziny, towarzyszyłem jej dalej - w Domowym Kościele.
Skąd Księdza szczególne zainteresowanie Starym Testamentem?
Ksiądz biskup wezwał mnie i zapytał, czy chciałbym podjąć studia biblijne. To wynikało z tematu mojej pracy magisterskiej. Zgodziłem się. Jednak, dlaczego wezwał właśnie mnie? - nie wiem.
Chociaż już na innym etapie, to na powrót został Ksiądz studentem.
Tak. W latach 2000-2006 studiowałem na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim w Lublinie na Wydziale Teologicznym, w Instytucie Nauk Biblijnych. Studia zakończyłem obroną pracy doktorskiej zatytułowanej: „Ofiara Izaaka w zachodniej tradycji patrystycznej”. Moim promotorem był ks. profesor Antoni Tronina.
I w ten sposób sam stał się Ksiądz profesorem?
Aktualnie jestem adiunktem na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, gdzie pracuję naukowo i prowadzę zajęcia ze studentami.
Jaki jest Stary Testament?
Jest bardzo ciekawy. Często mówi się, że również bardzo trudny, ale to zazwyczaj wynika z rzadkiego kontaktu z tymi tekstami. Bliższe obcowanie ze Starym Testamentem sprawia, że staje się bardziej przystępny. Inną kwestią jest fakt, że wydarzenia w nim opisane odnoszą się do odległej przeszłości i zupełnie innej kultury, a to na pewno nie ułatwia lektury.
Co najbardziej Księdza fascynuje w Starym Testamencie?
Działanie Boga w życiu człowieka i odpowiedź człowieka, niestety, nie zawsze zgodna z zamysłem Boga.
Który z bohaterów Starego Testamentu jest Księdza „idolem”?
Abraham. Dlatego, że jest prawdziwym człowiekiem - nie jest jakąś postacią mityczną, czy super bohaterem. To człowiek z krwi i kości, z całą gamą zachowań od nieufności do zawierzenia. Ma swoje słabości, czasami upada, ale wielokrotnie potrafi zaufać Bogu tak mocno, że zostaje nazwany ojcem wierzących.
Jak się ma biblijny opis stworzenia świata do teorii ewolucji?
Najpierw należy zauważyć, że w Księdze Rodzaju znajdują się dwa opisy stworzenia świata i człowieka, które różnią się między sobą w wielu szczegółach. Jest to bardzo istotne, ponieważ w ten sposób wyraźnie widzimy, że nie roszczą sobie one prawa do dokładnego określenia, w jaki sposób dokonało się dzieło stwórcze. Natomiast zgodnie wskazują Boga, jako Stworzyciela wszystkiego. Możemy, zatem powiedzieć, że Pismo Święte podaje nam dwie hipotezy, jak dokonało się stworzenie. A zatem jeżeli w odniesieniu do teorii ewolucji, która jest również hipotezą dotyczącą rozwoju życia na ziemi, przyjmiemy, że to Bóg jest u początku całego procesu przez nią opisywanego, to również taka wersja jest możliwa.
Dlaczego Bóg potężny i wszechmocny ukrywa się w prostych znakach i gestach?
Bo Pan Bóg w przeciwieństwie do władców tego świata nie musi niczego udowadniać. On jest Jedyny i nie ma konkurencji. Może objawić się w taki sposób, jaki Mu się podoba. A ponieważ jest Miłością i pragnie być jak najbliżej swoich stworzeń, dlatego przyszedł na świat, jako małe, bezbronne dziecko. Dzisiaj daje się nam pod postacią Chleba w Eucharystii.
Jak można modlić się Pismem Świętym?
Już sam fakt czytania może stać się modlitwą. Bóg kieruje do nas słowa. Im bardziej staram się je zrozumieć w kontekście mojego życia, tym bardziej wchodzę w świat modlitwy. Jeżeli czytam list, mail od ukochanej osoby, to zastanawiam się nad jego treścią i odpowiadam. Podobnie z Pismem Świętym. Bóg, Który kocha - mówi, człowiek - słucha (czyta). To jest modlitwa. Modlitwa jest spotkaniem z Bogiem. Jednak od mojej wolności zależy, czy i jak odpowiem.
Czy ma Ksiądz jakieś szczególnie ulubione miejsca w Ziemi Świętej?
Ilekroć jestem jako przewodnik w Ziemi Świętej, to zawsze jest coś nowego, z czym spotykam się po raz pierwszy, czego doświadczam pierwszy raz. Tam każde miejsce na inny sposób mówi o Bogu. Jest to ziemia, po której chodził Jezus i apostołowie, a wcześniej postaci znane ze Starego Testamentu. Upływ czasu zrobił swoje - wiele się zmieniło. Ale są też miejsca, które od wieków uświęca modlitwa chrześcijan, dając nam poczucie pewności, że to właśnie tu dokonało się zbawienie (m.in. Golgota, Wieczernik, Grób).
Jak mądrze żyć?
Słuchać, co Bóg mówi i na co dzień to realizować. Bóg mówi przecież na wiele sposobów - nie tylko przez Pismo Święte, ale również przez wydarzenia z życia, przez drugiego człowieka. Dlatego powinniśmy konfrontować się z Jego wolą. Człowiek mądry, to ten, który kieruje się Bożymi wskazaniami.
Jakie są Księdza pasje?
Książki - szczególnie o tematyce biblijnej, ale również literatura piękna. Poza tym fotografia.
Czy będą wykłady z Pisma Świętego dla parafian?
Nie wiem. Nie mówię nie, chociaż na tę chwilę trudno coś deklarować. Są różne plany, które omawiamy z księdzem proboszczem. Jednym z konkretnych jest parafialna pielgrzymka do Ziemi Świętej w lutym 2017 r.
Jak brzmi Księdza przesłanie prymicyjne?
To słowa z Psalmu 28: „Pan moją mocą i tarczą! Moje serce Jemu zaufało.”
Proszę, więc prowadzić nas do Niego po tych drogach, które już Ksiądz przetarł pasją odkrywania, służbą i modlitwą. Bardzo dziękuję za rozmowę.
O radości bycia wezwanym, wypadach na „ekstremalne szlaki” ciszy, o domu rodzinnym i o źródłach kapłańskiej wierności z ks. proboszczem Adamem Pukoczem rozmawia Barbara Rudkowska.
Jak Ksiądz przyjął to nagłe wezwanie do Świętej Rodziny?
Było to dla mnie jak grom z wysokiego nieba. Zostałem nagle wyrwany z życia wikarego. Stanąłem w obliczu wyzwania, które z jednej strony jest dla mnie wyróżnieniem i aktem zaufania przełożonych, a z drugiej, tak po prostu, po ludzku - radością. Kapłaństwo w sposób naturalny przez doświadczenie różnych parafii przygotowuje w perspektywie do objęcia urzędu proboszcza.
Gdzie przedtem Ksiądz pracował?
Święcenia kapłańskie przyjąłem 10 maja 1997 roku w katedrze Chrystusa Króla w Katowicach. Moją pierwszą placówką duszpasterską była parafia bł. Karoliny Kózkówny w Tychach. Pierwsze szlify kapłańskie zdobywałem pod czujnym okiem księdza proboszcza Józefa Szklorza. Następnie posługiwałem w Sanktuarium Matki Boskiej Uśmiechniętej w Pszowie. Przez dwa lata byłem moderatorem Domu Rekolekcyjnego Ruchu „Światło-Życie” w Wiśle Jaworniku. Potem przez 5 lat byłem wikariuszem w katedrze Chrystusa Króla w Katowicach i następnie przez 3 lata w parafii Wniebowzięcia Matki Bożej w Chorzowie Batorym. Od września 2014 roku do 17 stycznia 2015 roku posługiwałem w parafii św. Bartłomieja w Bieruniu Starym. No i to nagłe wezwanie do Świętej Rodziny.
To piękna droga. Również pod względem geograficznym. Od ciszy malowniczych maryjnych zakątków, przez pasma górskie do miejskich aglomeracji.
Tak. Kapłaństwo zaskakuje. Towarzyszy temu duch posłania i radości. Nowe wyzwania to możliwość dzielenia się sobą, talentami otrzymanymi od Boga z nowo napotykanymi ludźmi. Oczywiście, wkrada się również lęk i niepewność, ale radość jest zawsze większa. Lubię wyzwania. Ufam Bogu. Wierzę, że mnie prowadzi swoimi ścieżkami i przez te różne miejsca pracy przygotował mnie do bycia tutaj.
Święty Jan Paweł II pisał o kapłaństwie, że to dar i tajemnica. Czy mógłby Ksiądz powiedzieć coś o swoim kapłaństwie? Jak to jest być powołanym?
Dla mnie kapłaństwo to też dar, tajemnica i zadanie. Zapragnąłem zostać księdzem w pierwszej klasie technikum. Przez 5 lat zastanawiałem się, modliłem, codziennie uczestniczyłem w Eucharystii. Początkowo wahałem się, czy wybrać kapłaństwo zakonne, czy diecezjalne. Jednak wspaniałe wzorce kapłanów diecezjalnych przesądziły, że wybrałem tę właśnie drogę.
Jaki styl duszpasterstwa jest Księdzu szczególnie bliski?
W przekroju 18 lat kapłaństwa miałem do czynienia z wszystkimi grupami, od dzieci do osób starszych. Jeśli ktoś kocha Chrystusa, to nie boi się wyzwań, nie boi się być z ludźmi. Jestem kapłanem, a kapłan otwiera się na ludzi. To jest istota kapłaństwa. W zależności od predyspozycji, osobowości, talentów używa do tego różnych narzędzi. Jednym z takich narzędzi ewangelizacyjnych może być np. gitara. Może stać się nośnikiem radości, pokoju i zawiązywania wspólnoty również w Kościele. Lubię grać na gitarze.
Co najbardziej zbliża Księdza do Boga? W czym upatruje Ksiądz źródło wiary?
W osobistej modlitwie. Każda akcja musi być poprzedzona kontemplacją. Od wielu lat jeżdżę do Pustelni Franciszkańskiej w Jaworzynce, do Rychwałdu. Szukam ciszy, by spotkać Boga. Na chwilę odrywam się od zgiełku świata, by poprzez modlitwę umocnić się Chrystusem. A potem już łaska niesie człowieka. Modlitwa jest siłą kapłańskiej wierności.
Kolejnym elementem jest wspólnota kapłańska. Kapłan musi utrzymywać kontakt z innymi kapłanami. Mam wielu przyjaciół kapłanów. To podtrzymuje i daje siłę szczególnie w chwilach trudnych.
Jak brzmi Księdza przesłanie prymicyjne?
To fragment z Pierwszego Listu św. Pawła do Koryntian „Będąc wolnym wobec wszystkich, stałem się sługą wszystkich, aby pozyskać jak najwięcej dusz” (1 Kor 9,19)
Nie sposób nie zapytać o dom rodzinny, o wpływ najbliższych.
Pochodzę z Łazisk Górnych ze śląskiej, chrześcijańskiej, pobożnej rodziny, w której z pokolenia na pokolenie przekazywano i kierowano się w życiu religijnymi wartościami. Wiara wyznaczała rytm codziennego życia. Tradycyjna religijność: pierwsze piątki, Majowe, Różaniec, regularna Msza św. w sposób naturalny i nadprzyrodzony umacniała wiarę.
Jaka jest Księdza wizja Kościoła XXI wieku, a co za tym idzie wizja współczesnego kapłana?
Kościół jest po to, żeby zbawiać ludzi. Powtórzę za Benedyktem XVI, że kapłan to specjalista od duchowości. Ma robić wszystko, by przyciągnąć ludzi do Kościoła stawiając mądre wymagania. Często mylimy litość z miłosierdziem. Jezus miłosierny jest równocześnie stanowczy i wymagający. Mówi: Jeśli chcesz. I cierpliwie czeka na wolną decyzję.
Kapłan jest świadkiem. Jako ten, który wybrał Chrystusa ma prowadzić ludzi do Chrystusa. Przyciągać ich do Kościoła. Eucharystia jest centrum życia wspólnoty Kościoła, szczytem, który stanowi fundament miłości i więzi, któremu wszystko jest przyporządkowane. Bogu spodobało się zbawiać ludzi nie pojedynczo, ale we wspólnocie. I dlatego według zamysłu Założyciela Kościół był, jest i pozostanie wspólnotą, która dąży do zbawienia. A kapłan na mocy święceń jest tym, który pomaga Panu w tym dziele.
W tym sensie Kościół wierny tradycji apostolskiej wśród zmienności świata pozostaje niezmienny. Równocześnie korzysta ze współczesnych form komunikacji, by jak najwięcej ludzi poznało Ewangelię. Kapłan to człowiek z jednej strony wierny tradycji, a z drugiej nowoczesny, w dobrym tego słowa znaczeniu.
Czy zamierza Ksiądz coś zmienić, wprowadzić coś nowego w naszym Kościele?
Na to pytanie będę mógł odpowiedzieć za jakiś czas. Na razie nie planuję wielkich zmian. Przyglądam się, uczę się parafii. Rozmawiam z ludźmi. Owocem tych rozmów są pewne korekty. Żeby to samo funkcjonowało inaczej, trochę lepiej. To znaczy, żeby było bardziej dostosowane do aktualnych wyzwań ewangelizacji.
Który święty jest Księdza przewodnikiem duchowym?
Oczywiście, patron rocznika święceń św. Rafał Kalinowski i święty proboszcz z Ars, Jan Maria Vianney. Bliska jest mi duchowość brata Alberta - mojego imiennika, Adama Chmielowskiego - z jego wezwaniem „Bądź dobry jak chleb”. I od najmłodszych lat Matka Boża Różańcowa z orędziem do świata i każdego człowieka: „Odmawiajcie Różaniec”.
Co pasjonuje Księdza poza kapłaństwem?
Jestem fanem piłki nożnej od poziomu Ligi Mistrzów przez Mistrzostwa Europy po Mundial. W zimie jeżdżę na nartach, a w lecie pływam. Kiedyś intensywnie jeździłem na rowerze, nieraz kilkadziesiąt kilometrów dziennie. Teraz trochę „opuściłem się” w tym względzie. Mam nadzieję, że jeszcze nieraz wybiorę się na ścieżki rowerowe.
Kim jest dla Księdza Jezus Chrystus?
Tym, za Którym idę przez całe życie i z Którym idę. Jezus jest sensem mojego życia i mojego kapłaństwa.
Czy spotkał Go Ksiądz?
Mogę powiedzieć, że Go spotkałem. On jest. On żyje. On jest tutaj. Były i są momenty w moim życiu, że mam tę duchową pewność.
Bardzo dziękuję za rozmowę. Życzę Księdzu Proboszczowi radosnej, pełnej mocy Ducha posługi, w atmosferze życzliwości i wdzięczności swoich parafian.
Dziękuję!
Ks. Józef Włosek, budowniczy kościoła Świętej Rodziny w Tychach i pierwszy proboszcz parafii. Przez 10 lat był opiekunem Diakonii Słowa (zespołu redagującego gazetkę parafialną „Nasza Rodzina”) i wiele razy próbowaliśmy przeprowadzić z Nim wywiad, ale zawsze się wymigiwał. Kiedyś powiedział: „Na moje 25-lecie święceń kapłańskich”. Pewnie się nie spodziewał, że tę obietnicę zapamiętamy. Ten moment właśnie nadszedł.
Cofnijmy się do roku 1981 - jak sobie wyobraża swoje kapłaństwo młody człowiek, student I roku na Wydziale Matematyki, Józef Włosek, który postanawia wstąpić do seminarium?
To, że byłem na Wydziale Matematyki, nie miało znaczenia, bo o kapłaństwie myślałem już od liceum. Pytacie, jak sobie wyobrażałem swoje kapłaństwo. W ogóle go sobie nie wyobrażałem. Jak mogłem sobie wyobrażać odprawianie Mszy świętej, skoro nigdy jej nie odprawiałem? Co mogłem wiedzieć o spowiadaniu, skoro nigdy nie spowiadałem?
To jak Ksiądz rozpoznał swoje powołanie?
Pamiętam, jak byłem zaszokowany, kiedy chodziłem do szkoły podstawowej i na spotkania powołaniowe do parafii przyjeżdżały siostry zakonne albo klerycy. Wszyscy oni opowiadali, że w pewnym momencie usłyszeli głos Boga „Pójdź za mną”. Do mnie Bóg tak nie powiedział. Zawsze natomiast cieszyło mnie, że jestem blisko kościoła. Nawet mama żartowała, że dla mnie i mojego brata wstawi tapczany do zakrystii, bo my wiecznie byliśmy w kościele. I z tej radości, z tego zaangażowania w Kościół zrodziło się powołanie. Chciałem w Kościele zrobić coś więcej, a nie tylko grać na gitarze albo dzwonić dzwonkami. Motywacją dla mnie była też postać papieża Jana Pawła II. On był dla mnie dowodem, że chłopak ze zwykłej, ale bardzo pobożnej rodziny może iść dalej.
Ale pewnie miał Ksiądz jakąś wizję swojego kapłaństwa. Może jakieś wzorce.
Znałem wspaniałych księży, którzy stanowili dla mnie wzór. Ale nie miałem żadnych planów, jakim będę kapłanem. Chciałem robić to wszystko, co mnie w życiu cieszy. A cieszyło mnie bycie w seminarium duchownym, cieszyło asystowanie księdzu na Mszy w katedrze, wypełnianie zadań zleconych przez mojego proboszcza.
Jaki wpływ na wybór kapłaństwa miała rodzina, w której Ksiądz się wychował?
Rodzina to bardzo ważny temat. Pochodzę z Mysłowic. Wychowałem się w rodzinie bardzo religijnej, do tego stopnia, że codziennie o godzinie 20.00 mieliśmy apel jasnogórski i odmawialiśmy dziesiątkę różańca. Kiedy byliśmy z bratem w szkole średniej, wywalczyliśmy z rodzicami, żeby to było o 21.00. I jak były jakieś imprezy, urodziny, to my z braciszkiem musieliśmy być w domu o 20.50, bo wtedy wszyscy się modlili.
Czyli trochę buntowaliście się.
Nie, to wcale nie było na zasadzie, że tata-tyran powiedział i wszyscy musieli go słuchać. To było normalne, od dzieciństwa wieczorem razem się modliliśmy. Problemem było tylko przesunięcie godziny, żebyśmy, mając już po 18 lat, mogli być trochę dłużej poza domem. Ten zwyczaj trwał nawet wtedy, kiedy już byłem w seminarium albo potem, kiedy byłem księdzem. Swój dzień wolny zawsze kończyłem modlitwą z rodzicami, a potem wracałem do swojej parafii.
Oboje Księdza rodzice nie żyją. Jakimi ludźmi byli?
Byli ludźmi bardzo skromnymi i pokornymi, którzy także w tygodniu chodzili na Mszę Świętą. Mój ojciec ledwo skończył szkołę podstawową, bo musiał utrzymywać całą rodzinę, ale do dzisiaj nie spotkałem nikogo tak oczytanego. Tylko on i proboszcz mieli „Tygodnik Powszechny”. Ojciec czytywał różne gazety. Proboszcz nieraz do niego dzwonił: „Panie Hubercie, co pan ciekawego wyczytał?”, żeby się czegoś dowiedzieć. Musimy pamiętać, że w tamtych latach media były inne niż dzisiaj - telewizja miała tylko dwa programy, a więc gazety były najważniejsze.
Ojciec Księdza bardzo też dbał o odpowiednie wychowanie swoich synów. Pamiętam, opowiadał Ksiądz, jak kiedyś zdarzyło się, że razem z bratem nie uważaliście na Mszy świętej. Tata wtedy zarządził, że tego samego dnia zostajecie na następnej Mszy.
Przez trzy Msze byliśmy wtedy w kościele. Zawsze staliśmy na Mszy, i wystarczyło, żeby jeden drugiego popchnął. Ale tak było, kiedy byliśmy dziećmi w wieku przedszkolnym. może na początku szkoły podstawowej. Potem to się już skończyło. Nie przypominam sobie, żeby rodzice zmuszali mnie do chodzenia do kościoła. To było normalne, że w pierwszy piątek miesiąca idzie się do spowiedzi, normalne, że się idzie w maju na nabożeństwo majowe, a w październiku na różaniec.
Nikt nie traktował tego jako przymusu.
Pobożność naszej rodziny nie polegała na nakazach i zakazach, tylko na świadectwie, jakie dawali rodzice. Nieraz doznawałem szoku. Pamiętam z domu taki widok, jak tata klęczy przed łóżkiem i odmawia różaniec. Albo wchodzę do pokoju i pytam o coś mamę, a ona ma na fotelu różaniec i się modli. A więc oprócz tego, że chodzili do kościoła, widziałem ich prywatną modlitwę. No i, oczywiście, wieczorem była wspólna modlitwa, w której uczestniczyła też babcia, a nawet nasz pies.
Rodzice ucieszyli się, że ich syn chce zostać kapłanem? Czy powiedzieli raczej „Oj, synek, ciężką robotę sobie wybrałeś”?
Kiedy powiedziałem w domu, że przerywam studia i idę do seminarium duchownego, ojciec zapytał tylko: „Przemyślałeś to dobrze?”. Odpowiedziałem: „Tak”. „To idź”. Nigdy też nie widziałem, żeby rodzice traktowali mnie inaczej tylko dlatego, że jestem księdzem. Kiedy już byłem diakonem i mogłem błogosławić potrawy, powiedziałem do ojca przed wigilią: „Tato, to ja dziś poprowadzę modlitwę”. Usłyszałem od niego: „Wiesz, synek, w kościele to ty będziesz księdzem, ale w domu to ja nim jestem”. I miał rację - zawsze on to robił, z jakiej racji nagle miał przestać?
Minęły lata seminarium. Najpierw była parafia w Katowicach-Załężu, potem parafia św. Krzysztofa w Tychach i mając zaledwie 33 lata i 7 lat kapłaństwa, dostaje Ksiądz od biskupa dekret na budowę kościoła (a właściwie kaplicy mszalnej) na osiedlu E w Tychach. Jest Ksiądz bardzo młodym człowiekiem i bardzo młodym kapłanem. To chyba było wrzucenie na głęboką wodę. Jak Ksiądz widzi to dzisiaj?
Myślę, że jak się kogoś rzuca na głęboką wodę, to trzeba mu dać koło ratunkowe, bo inaczej utonie. Jedno moje koło ratunkowe zawdzięczam dwóm księżom: emerytowanemu już księdzu kanonikowi Teofilowi Grzesicy, wówczas proboszczowi parafii św. Marii Magdaleny, i księdzu prałatowi Józefowi Szklorzowi, proboszczowi parafii bł. Karoliny Kózkówny. Ten pierwszy powiedział mi: „Synek, nie bój się, we wszystkim ci pomogę”. Jak to usłyszałem, poczułem niesamowitą radość. Zaś ks. Szklorz powiedział tylko jedno: „Ty się nie martw, zacznij budować, pieniądze jakoś się znajdą”. A drugie koło ratunkowe dostałem, kiedy poszedłem na pierwszą kolędę. Spotkałem fantastycznych ludzi, którzy do dziś przy parafii dużo robią, a niektórzy z nich już nie żyją. I wszyscy oni mi mówili: „Pomożemy księdzu”. I pomogli. Tak więc duchowni i świeccy dbali o to, żebym się nie utopił.
Często Ksiądz powtarzał, że parafia to nie prywatne ranczo proboszcza i że wszyscy jesteśmy tutaj gospodarzami.
...i jeszcze mówiłem „Skoro jesteście gospodarzami, to zróbcie tak, żebym ja się tu czuł dobrze”.
Jaka jest więc rola proboszcza w parafii? Co to znaczy, że ma się on czuć dobrze w parafii?
Ma się czuć dobrze w parafii, ale jego parafianie mają czuć się dobrze razem z nim. To jest bardzo ważne. Chodzi o pewne odczucie tej wspólnoty, która jest. Ma nas ona cieszyć. Chodzi o to, żebyśmy patrząc na siebie, wiedzieli, że wszystko jest OK. Bo wiecie, kiedy człowiek z kimś się pokłóci, unika tej osoby, bo nie wie, jak ma się przy niej zachować. Mnie chodzi o to, żebym wiedział, jak mam się zachować przy każdym członku wspólnoty parafialnej. Tak samo wspólnota powinna czuć się dobrze przy proboszczu. Każdy powinien mieć możliwość wyrażenia swojej opinii, zadania proboszczowi pytania. Mnie to też odpowiada, nie muszę sam rozmyślać, co zrobić, skoro istnieje Rada Parafialna. W obecnej parafii powołałem nawet Radę Ekonomiczną. Wiecie, jak świetnie zarządzają budżetem parafialnym?
Czyli proboszcz ma nie tylko mówić, ale również słuchać?
Właśnie. Inne porównanie relacji proboszcz-parafianie, jakie mi się nasuwa, to porównanie do filharmonii. Jest dyrygent i jest orkiestra. Jak muzycy będą fatalni, to żaden dyrygent nic z nimi nie zrobi. Jak dyrygent będzie zły, to nawet najlepsi muzycy nic nie poradzą, bo ktoś nimi musi pokierować. Nie chodzi o to, żeby rządzić, tylko o to, żeby się zgrać i razem stworzyć jakąś fajną symfonię. Kościół musi zabrzmieć. Taką wizją Kościoła żyję.
W Księdza parafiach - w obecnej i poprzedniej - bardzo rozwinięta jest działalność różnych grup parafialnych. Jaki ma Ksiądz sposób na przyciągnięcie ludzi do Kościoła?
Być z ludźmi - to jest jedyny sposób, jedyny.
Co to znaczy?
To znaczy, że jeśli powołujesz do życia grupę, to nie zostawiaj ich samych, tylko bądź przy nich przez cały czas.
Ale czy to jest dobre, że proboszcz jest we wszystkim, co robią ludzie?
Nie musi być we wszystkim. Od tego ma wikarych. Wikariusz to zastępujący proboszcza. On może iść i poprowadzić spotkanie. Ale uważam, że w ważnych spotkaniach najważniejszych grup powinien uczestniczyć proboszcz.
Jest Ksiądz znany z niespożytej energii - wybudował Ksiądz kościół Świętej Rodziny w Tychach, stworzył wspólnotę parafialną, teraz proboszczuje w parafii Podwyższenia Krzyża Świętego i Matki Bożej Uzdrowienia Chorych w Katowicach, gdzie też jest sporo do zrobienia - skąd Ksiądz czerpie siły do tak ciężkiej pracy?
To już chyba choroba - pracoholizm. A poważnie mówiąc, jest we mnie pewna niecierpliwość. Ci, którzy ze mną pracują, wiedzą, że jeśli mówię o jakimś zadaniu do wykonania, to musi to być zrobione na dziś, a jeszcze lepiej na wczoraj. To niedobrze, dlatego mówię, że to choroba. Jeżeli jednak zapytałybyście mnie o to, skąd ciągle czerpię radość kapłańską, to odpowiem, że z systematycznej modlitwy.
Jak w ciągu całego dnia wypełnionego ciężką pracą ma Ksiądz jeszcze siłę i czas na modlitwę?
Jak wam to wytłumaczyć? Kiedy byłem młodym księdzem, dwa miesiące po świeceniach, to myślałem, że zawojuję świat. W parafii na Załężu zajmowałem się młodzieżą oazową, uczyłem religii w salkach przy parafii, robiłem mnóstwo rzeczy, ciągle za czymś goniłem. Nagle zdałem sobie sprawę, że jutrznię z brewiarza odmawiam o 22.00. Zrozumiałem, że coś jest nie tak. Robię wszystko inne, a modlitwa mi ucieka. To znaczy jest, ale odmawiana byle jak. To nie jest modlitwa. Pamiętam, porozmawiałem wtedy z pewnym mądrym starszym księdzem. Zapytał mnie, o której wstaję. Odpowiedziałem, że o 6.30. Odpowiedział: „To wstawaj o 5.00. Wtedy będziesz miał czas, żeby porządnie odmówić brewiarz i inne modlitwy”. Wierzcie mi, że do dzisiaj to praktykuję. Zawsze to, co najważniejsze, musi być na początku, a wszystko inne potem. Trzeba też po południu znaleźć czas na nieszpory, a wieczorem na kompletę. Przy tak licznych zadaniach księży w dzisiejszym świecie trzeba podziwiać tych, którzy sumiennie odmawiają wszystkie modlitwy. A gdzie jeszcze czas na rozmyślanie? Gdzie czas na przygotowanie się do Mszy Świętej? Mam taką zasadę, że zawsze przed Mszą Świętą jeszcze w pokoju czytam przypadającą na dany dzień Ewangelię. Ale to wszystko wymaga czasu i mobilizowania samego siebie.
Wiele osób skarży się, że chciałyby się modlić, ale nie umieją, ulegają rozproszeniom, nie znajdują czasu. Co by im Ksiądz poradził?
Bardzo prosto zawsze radzę. Zazwyczaj dzieje się to w konfesjonale. Pytam wtedy: „Czy jest pani w stanie przez miesiąc codziennie rano wstać, zrobić znak krzyża świętego, odmówić «Chwała Ojcu»? To niech to pani zrobi”. Jak ona za 2-3 miesiące znowu przyjdzie, to mówi: „Wie ksiądz, ja jeszcze «Ojcze nasz» do tego dołożyłam”. I o to chodzi. Trzeba się nauczyć systematyczności. My się przyzwyczailiśmy do bałaganiarstwa w modlitwie. Modlimy się po drodze do pracy, bo nie mamy czasu. Dobrze, niech będzie po drodze, ale codziennie. Moja rada jest taka: naucz się systematyczności, zamiast długich, niedbale odklepanych modlitw odmów codziennie „Chwała Ojcu” - zobaczysz, że po miesiącu będziesz chcieć więcej.
Księdza kazania są zazwyczaj rzeczowe i konkretne - czy tak trzeba mówić do współczesnych ludzi przychodzących do kościoła?
Niedawno na pewnym wykładzie usłyszałem, że w obecnych czasach, pośpiechu, rozwoju techniki, braku czasu człowiek jest w stanie z uwagą słuchać tylko przez 7 minut. Więc tak, trzeba mówić krótko, bo jeśli uda nam się to, co napisane na np. sześciu stronach maszynopisu, streścić w ciągu 7 minut, to znaczy, że wybraliśmy to, co najważniejsze i mieliśmy na uwadze dobro słuchacza, a nie swoją potrzebę mówienia.
Ma Ksiądz pod swoją opieką trzech wikarych i rezydenta - czego chciałby Ksiądz ich nauczyć na dalszą drogę kapłaństwa?
Niczego. W kapłaństwie nie ma supermenów, którzy umieliby wszystko. Każdy ksiądz ma swój charyzmat, coś, w czym jest naprawdę dobry i czym może się podzielić z innymi. Dlatego nie ja ich uczę, ale my wszyscy się od siebie uczymy. A moją rolą jako proboszcza jest postaranie się, żeby w ciągu dnia znaleźć czas na wspólne spotkanie wszystkich księży pracujących w parafii - na modlitwę, odmawianie brewiarza, ale też na zwykłą rozmowę, podzielenie się tym, co wydarzyło się w ciągu dnia. Oczywiście, te charyzmaty widać w działaniu, w pracy na rzecz parafii, a nie w czasie wieczornych spotkań, ale one też są ważne. Często powtarzam, że Bogu dziękuję, bo zawsze miałem fajnych księży wokół siebie. I jako wikary, i jako proboszcz. To wielka łaska Boża.
Czy gdyby mógł Ksiądz zacząć swoje kapłaństwo od nowa, zmieniłby Ksiądz coś?
Nic.
Czego możemy Księdzu życzyć na kolejne 25 lat służby?
W Świętej Rodzinie było takie żartobliwe powiedzonko między księżmi: „Życzę księdzu zdrowia, zdrowia, zdrowia, bo zdrowie jest najważniejsze”. Rzeczywiście, kiedy człowiek jest po 50-tce i łyka coraz więcej tabletek, zaczyna rozumieć, że w tych życzeniach kryje się sporo racji. A tak naprawdę, jeśli chcecie mi czegoś życzyć, to życzcie mi, żeby cały czas miał taką jak dotąd radość kapłańską z tego, co robię.
Tego właśnie Księdzu życzymy. Dziękujemy za rozmowę.
Rozmawiały: Małgorzata Bartosik i Katarzyna Piasecka
O szczęśliwym wyborze, biblijnych fascynacjach, szlakach pielgrzymich i o piątej Ewangelii z ks. dr Tomaszem Kuszem rozmawia Barbara Rudkowska.
Wierni tradycji pragniemy poznać „nowego księdza”.
Pochodzę z Knurowa z parafii p.w. św. Cyryla i Metodego. Jestem księdzem od 13 lat.
Gdzie Ksiądz był „przed nami”?
Najpierw w parafii p.w. Bożego Narodzenia w Halembie. W trzecim roku kapłaństwa rozpocząłem studia na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim w Lublinie. Zgłębiałem znajomość Ksiąg Pisma Świętego. W czasie studiów i dwa lata po obronie pracy doktorskiej mieszkałem i pomagałem w parafii św. Mikołaja w Borowej Wsi. Łącznie 7 lat. Potem 3 lata w Pawłowicach w parafii p.w. św. Jana Chrzciciela, by w końcu trafić tutaj - do Tychów, do parafii św. Rodziny, gdzie jestem rezydentem.
Dlaczego wybrał Ksiądz studia biblijne?
Bo Pismo św. to podstawa całej teologii w Kościele. A sama dziedzina biblistyki jest niezmiernie ciekawa, uwzględnia nie tylko znajomość języków, w których powstała Biblia - hebrajskiego, aramejskiego, czy greckiego, ale także kwestie archeologiczne, geograficzne, historyczne i kulturowe. Dotknięcie czasów Jezusa pozwala lepiej zrozumieć to, co zapisano w teksach biblijnych. Dlatego też napisałem pracę magisterską z Pisma św., a potem skorzystałem z możliwości kontynuacji i pogłębienia studiów. To wielka przygoda, która ciągle trwa.
Co jest w Biblii takiego, że pragnie się ją czytać, z nią „obcować”?
Tekst Pisma Świętego jest bardzo głęboki. Słowa zostały zapisane 2000 lat temu, a pozostają żywe i aktualne dziś.
Dlaczego, nawet wśród ochrzczonych, tylko nieliczni „dotykają” tej tajemnicy?
Myślę, że dotykają wszyscy, którzy chcą. A więc po prostu ci, którzy czytają Pismo św. i pytają. Na pewno dużo zależy od człowieka, od jego wysiłku. Biblia powstała w czasach od nas bardzo odległych i w bardzo odmiennej od naszej cywilizacji, kulturze. Potrzebuje wyjaśnienia. Dziś jednak mamy większe możliwości, by zgłębić biblijny tekst. Współczesne wydania Pisma św. zaopatrzone są w dobre, wiele wyjaśniające przypisy, są biblijne audycje radiowe i programy telewizyjne. No, a w naszej parafii będzie krąg biblijny. Często nie pragniemy albo nie potrafimy odkryć „sacrum” ponieważ biblijna prawda, którą przeczuwa nasze serce jest dla nas wymagająca, a my chcemy układać życie po swojemu.
Jak czytać Pismo Święte, by spotkać Boga?
Przede wszystkim trzeba czytać i to nie tylko raz. Pierwszy raz zawsze będzie poznaniem intelektualnym tekstu, zapoznaniem się z jego treścią. Tekst przemówi, gdy się do niego wróci. Dobrze wziąć na początek którąś z ewangelii np. według św. Łukasza. Przeczytawszy fragment warto się zastanowić, co mnie jakoś poruszyło, zwróciło uwagę. I zadać sobie pytanie: co Pan Bóg chce mi powiedzieć, do czego mnie zaprasza przez ten fragment. No i trzeba być otwartym, by przyjąć te myśli, które będą się rodzić. Czasem sumienie może nam wypominać konkretne sprawy do załatwienia, a czasem po prostu tekst odłoży się w sercu i umyśle, by odezwać się w konkretnej sytuacji, decyzji i być wtedy światłem jak postąpić. W praktyce Kościoła takie wielokrotne wracanie do tekstu, by go zgłębić, nazywa się lectio divina. Warto też uczyć się na pamięć krótkich zdań z Pisma św. i powtarzać je sobie w chwilach pokusy. Tak czynił Pan Jezus. On, kuszony na pustyni albo na krzyżu, nie dyskutował z szatanem, lecz cytował Biblię, rzecz jasna - Stary Testament. Jezus modlił się w chwilach próby słowami z Pisma św. i doświadczał pomocy Ojca. My możemy robić tak samo.
Jak brzmi przesłanie z Księdza obrazka prymicyjnego?
Wybrałem słowa: „Pan mój i Bóg mój”.
Wyznanie św. Tomasza Apostoła.
Tak, mojego patrona. Bardzo bliskiego poprzez sposób doświadczania Boga. Z jednej strony ciągle pytającego i kwestionującego wiele, a z drugiej bardzo pokornego i oddającego za Jezusa i wiarę w Niego życie. W tym wyznaniu zawierzam siebie Bogu. Ufam Mu. Inspirujące duchowo jest również to, że ewangelia o św. Tomaszu przypada w pierwszą niedzielę po Wielkanocy, w Święto Bożego Miłosierdzia.
A u nas, w naszej parafii, wszystko dla Księdza jest tu nowe.
Nie do końca. Przed laty spotkaliśmy się już z Księdzem Proboszczem. Jako ministrant uczestniczyłem w wakacyjnych rekolekcjach, które On prowadził. Na zakończenie otrzymałem Pismo Święte z dedykacją od diakona Antoniego Kraińskiego. Natomiast ks. Darka pamiętam z czasów seminaryjnych, był rok niżej. To niesamowite, jak ludzkie losy się krzyżują. Rozchodzimy się, by po latach znowu powracać.
Jakie Ksiądz ma hobby?
Bardzo lubię pieszo pielgrzymować do Częstochowy. Nie ma wakacji bez pielgrzymki. Lubię podróżować, ale nie sam. Dobrze się czuję, gdy są ze mną ludzie z którymi mogę poznawać i cieszyć się światem, lub którym mogę pokazać coś, co mnie zafascynowało, co wcześniej poznałem. Niedawno byłem w Ziemi Świętej. Jestem zachwycony, zauroczony tą Ziemią. Chciałbym tam wrócić. Może uda się nam wspólnie tam pojechać. Nie jest przesadą powiedzieć o pielgrzymce do Ziemi Świętej, że to podróż życia, a Ziemia Święta to piąta Ewangelia.
Czy ma Ksiądz ulubioną przestrzeń duszpasterską w której się Ksiądz spełnia?
Tak się jakoś składało, że przez 13 lat pośród różnych obowiązków, zawsze opiekowałem się grupą ministrantów. I to dawało wiele radości. Teraz również. Poza tym w parafii będę prowadził grupę Dzieci Maryi i krąg biblijny. No i wykłady na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Śląskiego.
Kiedy „rusza” Krąg Biblijny?
Od października. W każdy trzeci wtorek miesiąca.
Czego będzie Ksiądz oczekiwał od słuchaczy?
Moje oczekiwania? Żeby przyszli, przeczytali wcześniej zaproponowany tekst i by nie bali się zapytać, czy podzielić swoimi refleksjami po lekturze. Z doświadczenia wiem, że z początku będzie więcej słów z mojej strony, niż słuchaczy, ale ufam, że z czasem będzie się to zmieniało na korzyść uczestników kręgu. Na pewno będą też czasem jakiś slajdy z Ziemi Świętej.
Jak w kilku słowach streściłby Ksiądz swoje kapłaństwo?
Lubię być księdzem! Jak byłem w seminarium, to miałem wiele wątpliwości, czy to jest moja droga. Ale to trwało tylko do momentu święceń. Kocham kapłaństwo. Daje mi poczucie spełnienia. Bardzo się z tego cieszę.
Proszę więc prowadzić nas po tych drogach. Byśmy zaczerpnęli z tej radości i nią zainspirowani byli świadkami Jezusa i Ewangelii. Bardzo dziękuję za rozmowę.
O moralności w muzyce, geniuszu Boga i o tym, że do szczęścia najbardziej jest potrzebna człowiekowi Jego łaska z księdzem Bartoszem Zygmuntem rozmawia Barbara Rudkowska.
Ile lat minęło od Księdza święceń?
Minęło już pięć lat. Najpierw byłem trzy lata w Chorzowie, w parafii św. Jadwigi, później na osiedlu Witosa w Katowicach, w parafii Podwyższenia Krzyża Świętego.
Co jest najpiękniejsze w kapłańskim powołaniu?
Zaskakiwanie wolą Bożą. Boże prowadzenie przez życie i odkrywanie po latach Jego zamysłu miłości. Moje kapłaństwo rozpocząłem w myśl sentencji zaczerpniętej z fundamentu duchowości Ignacego z Loyoli „Magis et melius” tzn. „Więcej i lepiej”. Te słowa umieściłem na obrazku prymicyjnym, by ciągle inspirowały mnie do działania. Jeszcze przed wstąpieniem do seminarium byłem związany z duchowością jezuicką, między innymi przez rekolekcje ignacjańskie. W duchowości Ignacego Loyoli w odpowiedzi na Bożą łaskę nie ma stateczności, próżni, ale przynaglenie do coraz pełniejszej odpowiedzi.
Czyli stan ciągłego wyzwania?
Całe życie jest wyzwaniem, aby się nie zatrzymać, nie stanąć, ale codziennie bardziej, mocniej odkrywać Boże wezwanie, Bożą miłość, Bożą łaskę.
Będzie Ksiądz studiował dyrygenturę.
Tak. Na Akademii Muzycznej na Wydziale Aranżacji, Edukacji Muzycznej, Kompozycji i Jazzu będę studiował dyrygenturę chóralną. Ukończyłem Szkołę Muzyczną w klasie fortepianu; w seminarium prowadziłem scholę klerycką. Od 2005 roku jestem moderatorem diecezjalnej Diakonii Muzycznej Ruchu Światło - Życie, co wiąże się z przygotowywaniem warsztatów, rekolekcji dla liderów muzycznych wspólnot i parafii.
Czy zamiłowanie do muzyki wiąże się z tradycją rodzinną, którą Ksiądz kontynuuje?
Można tak powiedzieć. Mój ojciec jest bardzo muzykalny. Siostra też gra na fortepianie.
Jaki rodzaj muzyki Ksiądz preferuje?
To się zmienia. Na początku był jazz, później gospel, obecnie - muzyka chóralna, w szczególności Chorał Gregoriański. Chorał jest organicznie związany z liturgią, ale jego prostota coraz bardziej mnie przekonuje.
W czym tkwi fenomen tego dzieła? Co jest w nim takiego, że mimo upływu lat wciąż od nowa fascynuje i inspiruje?
Dlatego, że powstawał na kolanach, a nie przy biurku. Wypływa z modlitwy Kościoła.
Co jest w muzyce takiego, że od początku świata przyciąga serce człowieka?
Bo muzyka wyzwala emocje. Nie można obok niej przejść obojętnie. Cały świat śpiewa. Cała przyroda śpiewa. Nawet z punktu widzenia fizyki cała ziemia wydaje dźwięk G - są prace na ten temat. Człowiek przynależąc do świata przyrody też chce śpiewać.
Więc muzyka jest zainspirowana przez Stwórcę?
Oczywiście! Pan Bóg jest najdoskonalszym muzykiem! Wystarczy wsłuchać się w dźwięki jakie wydają góry, morze, lasy, przestrzeń, wiatr, nawet cisza - wszystko śpiewa.
A w niebie? Jaka muzyka jest najmilsza Bogu?
Ta, która wypływa prosto z serca, która wyraża miłość. Bóg jako pierwszy nas ukochał, więc w niebie jako pierwszy będzie śpiewał. Najmilsza Bogu jest muzyka responsoryjna - muzyka, która jest miłosną odpowiedzią człowieka na śpiew Boga.
A co z muzyką pop, czy tam będzie miała swoje miejsce?
Wierzę w jakąś formę uniwersalną. Tak jak Bóg jest ponad płciowością człowieka, tak jest ponad gatunkami muzyki. Na pewno nie jest Mu obojętne, co i jak śpiewamy. Muzyka też ma swoją moralność, w tym sensie, że może prowadzić do agresji albo do przebaczenia. Bóg nie jest Bogiem agresji i przemocy - jest Bogiem miłości i przebaczenia. Więc takiej muzyki, nasyconej dobrem i pięknem, spodziewam się w niebie.
Często pada zarzut pod adresem muzyki kościelnej, że jest monotonna i smutna.
Istnieje podział na muzykę religijną, kościelną i liturgiczną. I tak należy ją rozróżniać. Muzyka religijna to ta, która mówi ogólnie o wierze, o Bogu, o wartościach. Muzykę kościelną wykonuje się w świątyni. A muzyka liturgiczna wykonywana jest podczas Eucharystii. Muzyka religijna i kościelna mieści się we wszystkich gatunkach muzycznych. Natomiast liturgiczna - nie. Jej specyfiką jest monotonia, dostojeństwo z tej racji, że poprzez nią opowiada się o męce, śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa, czyli o tym, co przeżywamy podczas Mszy Świętej. Muzyka liturgiczna musi być inna od wszystkich rodzajów muzyki, ponieważ jej cel jest inny. Nie może przesłaniać świętości Boga i rozpraszać Jego ciszy.
Jakie instrumenty muzyczne są dopuszczone do liturgii?
Podstawowym instrumentem dopuszczonym do liturgii jest głos ludzki. Następnie organy jako najbardziej naśladujące głos człowieka, choćby z racji budowy. Oraz instrumenty smyczkowe i dęte. Nie stosuje się instrumentów szarpanych, perkusyjnych i elektronicznych.
Czy założy Ksiądz chór w naszej parafii?
To zależy od ilości zajęć na studiach i chęci parafian do śpiewu.
Będzie Ksiądz w sposób szczególny opiekował się młodzieżą.
Konkretnie oazą. Wiarę i powołanie zawdzięczam Ruchowi Światło - Życie. To w nim dojrzewało moje powołanie. Teraz opiekując się młodzieżą oddaję to, co niegdyś sam otrzymałem. Diakonia Muzyczna jest jedną z wielu form posługi Ruchu Światło - Życie. Na niej w sposób szczególny pragnę się skoncentrować.
Czego by sobie Ksiądz życzył „na starcie” w parafii Świętej Rodziny?
Powtórzę za Ignacym z Loyoli fragment modlitwy zawierzenia siebie Jezusowi: „...Daj mi jedynie miłość ku Tobie i łaskę Twoją, a będę dość bogaty. Niczego więcej nie pragnę!”.
Bardzo dziękuję za rozmowę. Życzę Księdzu obfitości Bożej łaski, by otwarty na świat dźwięku pomagał Ksiądz i nam odkrywać jego piękno.
O ciszy, wypadach na ekstremalne szlaki i o fascynacji miłością Boga z księdzem Dariuszem Antoniewiczem rozmawia Barbara Rudkowska.
Skąd Ksiądz do nas przybywa?
Pochodzę ze Śródmieścia Katowic z parafii Niepokalanego Poczęcia NMP. Święta Rodzina to moja czwarta parafia po święceniach. Najpierw byłem w parafii Św. Michała Archanioła w Siemianowicach Śl., potem w parafii Wniebowzięcia NMP w Czerwionce - Czuchowie, a ostatnie lata w Wodzisławiu Śl. w parafii Św. Herberta...
Jak zostaje się kapłanem?
Każde powołanie ma swoją drogę - moja była zwyczajna. Nie urodziłem się księdzem. Myśli o kapłaństwie pojawiały się i oddalały. Po Wczesnej Komunii Świętej, w wieku sześciu lat, zostałem ministrantem. Potem byłem lektorem, oazowiczem. Po maturze wstąpiłem do seminarium. Historia bycia blisko ołtarza miała na pewno wpływ na wybór tej drogi. Jednak chyba najważniejsza była wiara i świadectwo moich rodziców. Pomimo, że oboje pracowali to zawsze znajdowali czas, by pójść do kościoła, by się modlić w domu. I w ten sposób kreowali życie rodzinne wypełnione wartościami duchowymi. Mogliśmy - mam jeszcze trzech starszych braci - wzrastać w tej atmosferze. Dla chłopaka najważniejszą osobą, budowniczym jego osobowości (także tej duchowej) jest ojciec, a ja noszę w sercu obraz ojca klęczącego, modlącego się, uczestniczącego we Mszy świętej w sposób pełny.
Co jest najbardziej fascynujące w byciu kapłanem?
Dostrzegam wielki dar w sprawowaniu Eucharystii i sakramentu pokuty. W nich doświadczam przeogromnej łaski i miłości Boga. Każda szczera spowiedź, kiedy człowiek autentycznie podnosi się z dna, są mocnym duchowo doświadczeniem, jak wiele Bóg robi dla człowieka, jak działa. Jak wiele ofiarowuje człowiekowi, gdy ten otwiera się na Niego.
Jakie bogactwo duchowe pragnie Ksiądz przeszczepić na grunt tej parafii?
MIŁOŚĆ... bo Bóg jest Miłością! Bo z Miłości wszystko wynika i jest na niej oparte. Bez miłości przykazania tracą sens. Tylko w miłości można podjąć zobowiązania. Miłość przenika wszystkie więzi. Pomaga budować je z Bogiem i z ludźmi. Dla nas kapłanów wyzwaniem, punktem szczególnej troski są wspólnoty, w których miłość też ma być najważniejsza, czyli rodziny. Troska o małżeństwa, szczególnie te młode, tak bardzo nieraz potrzebujące pomocy i wsparcia. Oczywiście nie kosztem starszych ale razem z nimi, bo to przecież ich dzieci, wnuki.
Jaki rodzaj duchowości jest Księdzu szczególnie bliski?
Duchowość zwyczajna, kapłańska. Swoje życie wewnętrzne buduję na Eucharystii, modlitwie brewiarzowej, różańcu, koronce do Bożego Miłosierdzia, a także rekolekcjach, skupieniu... W dobrze pojętej normalności, zwyczajności upatruję osobistą drogę do świętości.
Jakie są Księdza zainteresowania pozateologiczne?
Sport wszelkiego rodzaju - uprawiany i oglądany. Odkąd zacząłem chodzić, zacząłem też biegać, grać w piłkę. Potem dołączyły inne dyscypliny: tenis stołowy, ziemny, siatkówka, rower, narciarstwo. Szczególną życiową pasją, ogromną miłością stały się góry. Po „schodzeniu” Tatr, przyszedł moment powspinania się po Alpach - kilka dłuższych „wycieczek” na czterotysięczniki (m.in. na Mont Blanc). Najbardziej jednak zafascynowały mnie via ferraty - eksponowane drogi na graniach i ścianach skalnych, gdzie pomimo uprzęży, absorberów i karabinków, emocji nie brakuje... ale o tym lepiej nie pisać, bo jeszcze się rodzice dowiedzą o co w tym chodzi [tu śmiech]. Od kilku lat z grupą w czasie urlopu zawsze też pielgrzymuję - w różne miejsca i do różnych sanktuariów Europy. Tam gdzie jestem pstrykam zdjęcia - to też taka mała pasja. Interesuję się po trosze filmem, teatrem i muzyką. Staram się w miarę możliwości uczestniczyć w różnych wydarzeniach artystycznych.
Które z poniższych pojęć jest Księdzu najbliższe: twórczość - działanie - cisza. I dlaczego?
Może... twórcze ciche działanie... Bo czasem coś uda się wymyślić, potem zrealizować... a to najczęściej „rodzi się” w ciszy, która mi nie przeszkadza i którą lubię.
Co Ksiądz ceni w sposób szczególny?
Bardzo cenię szczerość, także tę trudną. Może nawet ją najbardziej. Również naturalną kulturę bycia. Dostrzeganie najpierw człowieka, a potem całej reszty. Autentyzm, normalność relacji. Życzliwość.
Jakie nadzieje towarzyszą Księdzu u progu posługi duszpasterskiej w naszej parafii?
Że będziemy razem; że wspólnie będę odkrywał Miłość - z tymi, których będę spotykał i z tymi, z którymi będę pracował. To, że jestem księdzem nie znaczy, że posiadłem jakąś pełnię - chcę poznawać, uczyć się, umacniać waszą wiarą i miłością do Boga i ludzi, ale i dostrzegać problemy i potrzeby - życiowe i duchowe. Mam nadzieję, że - jak pokazał to Jezus na drodze do Emaus - i mnie uda się znaleźć przy niejednym człowieku, by mu towarzyszyć; by pójść kawałek drogi z nim - „wyjaśniać pisma”, „łamać Chleb”, może spowodować, że wróci. do Boga - Miłości.
Z którym świętym jest Ksiądz szczególnie duchowo związany?
Oczywiście z bł. Pier Giorgio Frassatim przez tę samą życiową pasję - umiłowanie gór. Bardzo bliski jest mi też Św. Ojciec Pio oraz Św. Jan Vianney. Cieszę się, że w dziesiątym roku mojego kapłaństwa z patrona proboszczów stał się opiekunem wszystkich kapłanów.
Przyszedł Ksiądz do nas na miejsce księdza Roberta.
Z księdzem Robertem łączy mnie przedziwna zależność, która się nam od lat przydarza. Mianowicie, w parafii w Czuchowie, gdzie ksiądz Robert był na stażu diakonackim przed święceniami kapłańskimi - ja później byłem wikarym. Następnie „wymieniałem” księdza Roberta w Wodzisławiu, no i teraz przyszedłem po nim do Tychów (niektórzy ze znajomych śmieją się, że przynajmniej już wiedzą gdzie za kilka lat pójdę.) Kiedy czytałem w gazetce pożegnalny wywiad z nim uderzył mnie fakt, że Robert na obrazku prymicyjnym ma to samo hasło: „Panie, Ty wszystko wiesz”. To już naprawdę mnie zaskoczyło.
Jakie słowa Chrystusa są Księdzu szczególnie bliskie?
Całe nauczanie, każde słowo jest cudowne, ale zawsze podziwiałem Chrystusa za umiejętność zadawania pytań. Zadawał ich bardzo wiele. One często zmieniały losy ludzi. Tak jest do dziś... jeśli oczywiście ktoś się pofatyguje, by na to pytanie szczerze sobie odpowiedzieć. Pytanie, które szczególnie mnie uderza, to to, skierowane do Piotra: „Czy kochasz Mnie?”. Chrystus ciągle pyta mnie o miłość. Chciałbym na końcu życia móc uczciwie i pełnie odpowiedzieć: „Panie, Ty wszystko wiesz. Ty wiesz, że Cię kocham”... tą miłością najpełniejszą; miłością „do końca”; tą miłością, która wypełniła przestrzeń otworzoną przede mną w dniu święceń.
Bardzo dziękuję za rozmowę. Życzę Księdzu by mógł Ksiądz wśród nas oddychać pełnią życia wiary. I towarzyszyć nam na codziennych trudnych „via ferratach”.
O pożegnaniu, nadziei, świadectwie i o zawierzeniu do końca i we wszystkim Bogu z księdzem Robertem Błotko rozmawia Barbara Rudkowska.
To już trzecia parafia, z którą przychodzi się Księdzu rozstać. Jakie uczucia towarzyszą takim specyficznym, wpisanym w kapłańską posługę pożegnaniom?
To jest tak jak z każdym pożegnaniem. I temu towarzyszy uczucie smutku. Tu był przecież mój dom, mój kościół, bliscy sercu współbracia w kapłaństwie, parafianie. Więc do tego wszystkiego czuję sentyment. Jednocześnie towarzyszy mi świadomość, że ta parafia była darem, za który Panu Bogu jestem wdzięczny. I otwieram się na kolejne wyzwania.
Gdzie Ksiądz odchodzi?
Do parafii pod wezwaniem św. Teresy od Dzieciątka Jezus w Rybniku-Chwałowicach.
Co według Księdza stanowi specyfikę, rys charakterystyczny wspólnoty parafialnej Świętej Rodziny?
Struktura parafii, zaangażowanie świeckich, wielość diakonii. To jest taka parafia „kameralna”, oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Jak w świętej rodzinie (tu śmiech).
Szczególnie bliska była Księdzu młodzież.
Tak. Na pracy z młodzieżą skupiała się moja posługa. Opiekowałem się ministrantami, Dziećmi Maryi i oazą. Byłem moderatorem Ruchu Światło - Życie w rejonie Tychy Stare.
Na czym polega ta funkcja?
Na organizowaniu Dni Wspólnoty, spotkań formacyjnych dla animatorów i trosce o poszczególne grupy. Kontakt z młodzieżą był dla mnie ubogaceniem wewnętrznym. Starałem się jak mogłem być przy nich blisko. Młodzi potrzebują obecności kapłana, prowadzenia, zaangażowania z jego strony.
Uczył Ksiądz religii w Liceum im. St. Wyspiańskiego w Tychach. Jak Ksiądz postrzega młodzież z tej perspektywy?
To kolejna szkoła, w której uczyłem. Moja odpowiedź nie będzie oryginalna, ani odkrywcza. Młodzież, jak młodzież - wiele zagubienia, ale również wiele dobra. Często nie wierzą w siebie, w to dobro, które w nich jest. Trzeba z nich to wydobyć, pozwolić im odkryć je w sobie, pomóc uwierzyć w siebie. Brzmi jak slogan, ale taka jest prawda.
Jest Ksiądz całkowitym abstynentem. To piękne świadectwo.
Nie jestem jedyny - można sprawdzić w Centrali Krucjaty Wyzwolenia Człowieka. Abstynencja to forma postu ofiarowana za tych, którzy toną w alkoholu. Niestety, rzeczywistość jest dramatyczna. Niemal w każdej rodzinie ma miejsce sytuacja związana z tragedią alkoholową. Takie świadectwo jest konieczne. Dla mnie bohaterami są młodzi, którzy podejmują się całkowitej abstynencji. Narażeni są na kpiny, poniżanie i wyśmiewanie. Nawet we własnych rodzinach.
Tak jak każdy kapłan ma Ksiądz specyficzny, jedyny w swoim rodzaju styl głoszenia kazań. Na czym Księdzu najbardziej zależy głosząc kazanie?
Oczywiście, najbardziej zależy mi na tym, żeby głosić Słowo Boże, a nie swoje przemyślenia. To, co Bóg ma do powiedzenia człowiekowi. Kapłan ma być sługą Słowa.
Ojciec Pio mówił: „szanujcie swoich kapłanów, współczujcie im, módlcie się za nich”. Dlaczego mamy współczuć kapłanom?
Diabeł nienawidzi kapłanów. Szczególnie w nich uderza. Nie bez znaczenia Ojciec Święty ogłosił ten rok Rokiem Kapłańskim. A co Ojciec Pio tak naprawdę miał na myśli - nie wiem. Był tak wielkim mistykiem, że trudno za nim nadążyć. Jednak w pojęciu współczucia upatrywałbym nie litość, ale wsparcie. Należy stawiać wymagania swoim kapłanom, ale również wspierać ich zaangażowaniem, modlitwą i postem.
Czy mógłby Ksiądz zakreślić program ascetyczny na możliwości człowieka świeckiego?
Nie uważam, by wymagania dotyczące osób świeckich były mniejsze od wymagań dotyczących osób duchownych czy konsekrowanych - wszyscy jesteśmy powołani do świętości. Różni nas specyfika powołania. I tym samym duchowość. Inna jest duchowość małżonków, inna księdza. Osobiście znam małżonka, ojca czworga dzieci, który wstaje o czwartej rano, by się pomodlić. A co do „programu życia duchowego”, to dla każdego błogosławieństwem jest słuchanie Pana Boga przez codzienne rozważanie Słowa Bożego, codzienny rachunek sumienia, częste przystępowanie do sakramentów. Dużą pomocą może być stały spowiednik. Wszystko po to, aby coraz lepiej naśladować Chrystusa.
Język to „instrument”, który źle używany rujnuje relacje z Bogiem i ludźmi. Jak zapanować nad nim?
Nie ma gotowych recept, formułek, zaklęć - „z obfitości serca mówią usta” (Mt 12,34b). Jak się ma uporządkowane serce to język jest uporządkowany. I odwrotnie. Jak w sercu jest bałagan, to język dopuszcza się nieprawości, jest nieuporządkowany. Specjalistą od serca jest Pan Jezus. Jemu należy powierzać serce i dać się prowadzić.
Ośmielę się określić Księdza sylwetkę duchową w kilku słowach: prawość, głębia, męstwo.
Wielkie słowa. Ich znaczenie absolutnie mnie przerasta. Jeżeli tak jestem postrzegany, to dowód na wielkość Pana Boga, który po mistrzowsku potrafi posłużyć się tym, co dobre w człowieku. Tylko Bóg jest dobry!
Kto jest Księdza mistrzem duchowym? Skąd Ksiądz czerpie siły?
Z modlitwy. Na każdy czas Bóg podsuwa mi osoby, które mi pomagają. W duchowości pomógł mi św. Ignacy Loyola i również mój patron św. Robert Bellarmin.
Co stanowi według Księdza istotę przyjaźni?
Kiedyś, gdzieś przeczytałem, że przyjaźń to patrzenie w jednym kierunku. Myślę, że tym kierunkiem jest Pan Bóg.
Co było Księdzu szczególnie bliskie w parafii Świętej Rodziny. Z czym najtrudniej się rozstawać?
Parafia jako wspólnota; ludzie zawsze życzliwi, wyrozumiali.
Z jakimi nadziejami przechodzi Ksiądz na nową placówkę duszpasterską?
Że Pan Bóg dalej poprowadzi. Każda parafia jest czymś nowym, każdej trzeba się uczyć.
Jak brzmi Księdza motto życiowe?
Tak jak na obrazku prymicyjnym: „Panie, Ty wszystko wiesz”. Bóg zna całość naszego życia. Wie, jak nas prowadzić.
Tradycyjnie proszę o przesłanie skierowanie do Parafian, bynajmniej nie na pożegnanie, tylko na „do widzenia”. Bo przecież na pewno będzie Ksiądz nas odwiedzał.
Posłużę się słowami św. Augustyna i osadzę je w kontekście szeroko pojętych zmagań o dobro, o człowieka, o Boga: Dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą!
Dziękuję Księdzu za rozmowę. Dziękuję w imieniu Parafian za trzyletnią posługę wypełnioną dobrem i Bożym światłem. I w końcu dziękuję za lekcję pokory. Człowiekowi wydaje się, że coś znaczy dopóki nie spotka się z Kimś, kto uzmysłowi mu, że wszystko jest łaską. Życzę Księdzu błogosławieństwa Bożego na ewangelizacyjnych szlakach.
O szczęśliwym dzieciństwie, wierności młodzieńczym ideałom, o niezłomnym kapłaństwie i chrześcijańskiej nadziei z księdzem Jackiem Błaszczokiem rozmawia Barbara Rudkowska.
Dlaczego Ksiądz odchodzi?
W imię lojalności. Ksiądz proboszcz Józef Włosek zapytał mnie, czy gdyby przechodził do innej parafii, przejdę razem z nim? Obiecałem, że tak się stanie. Zadeklarowałem się. Raz dane słowo - zobowiązuje. Więc odchodzę.
Czy kapłan może pozwolić sobie na tęsknotę za człowiekiem, za miejscem?
To trudne pytanie. Jakiejkolwiek odpowiedzi bym nie udzielił, to będzie zła odpowiedź lub może delikatniej - nieadekwatna. Ksiądz nie może przywiązywać się do miejsca i zawsze musi być gotowy, żeby zmienić tych, do których będzie posłany.
Jak będzie Ksiądz nas wspominał?
W parafii Świętej Rodziny przestrzeń kapłańskiego życia jest wypełniona życzliwością, serdecznością, szacunkiem. Być może to się powtórzy, ale na pewno zostanie w mojej serdecznej pamięci jako znak rozpoznawczy tej wspólnoty.
Czemu w kapłaństwo wpisana jest nieustanna wędrówka, nie chcę powiedzieć tułaczka?
Posłużę się cytatem z Pisma Świętego: „Syn Człowieczy nie ma miejsca, gdzie by głowę skłonił”. Parafrazując te słowa, Pan Jezus mówi wprost do swoich kapłanów: - Ja też się tułałem. Jeżeli chcecie iść za mną, to musicie się liczyć z tym samym. Na co dzień ten aspekt kapłańskiego życia jest niedostrzegany. Przeciwnie, istnieje ogólne przeświadczenie, że ksiądz jest „życiowo ustawiony”. Nie musi troszczyć się o sprawy bytowe. Nie dotyczy go tzw. proza życia. Ale rzeczywistość jest inna. Właśnie ksiądz musi być zawsze przygotowany na nieoczekiwane zmiany.
Był Ksiądz takim „dobrym duchem” wśród nas. Jawi się Ksiądz jako osoba jakby w tle, ale zawsze obecna, niezawodna.
Miałem zawsze obok siebie szlachetnych kapłanów. Odkąd pamiętam, od dzieciństwa otaczali mnie i uczyli, jak być dobrym człowiekiem. Od nich nauczyłem się tej umiejętności „stania obok”, bycia z innymi i dla innych. Kierując się w swoim życiu tymi wartościami, staram się spłacić dług wdzięczności wobec nich.
Skąd Ksiądz czerpie siły do bycia wiernym młodzieńczym ideałom?
Dużo zawdzięczam rodzicom, wychowaniu. Noszę w sercu obraz mojego domu rodzinnego - normalnego, tradycyjnego, gdzie wszystko było poukładane, na swoim miejscu. Rodzice zainteresowani, kochający, otaczający troską. Czegóż więcej potrzebować do szczęścia? Równocześnie od najmłodszych lat wychowywałem się w cieniu Kościoła. Można powiedzieć, że jestem wynikiem współpracy wychowawczej rodziców, notabene z zawodu nauczycieli, i Kościoła. Oczywiście, byłem ministrantem. Ministrantura to jedyna stała grupa, jeżeli chodzi o zaangażowanie, szukanie miejsca w świecie. Pozostałem jej wierny, tyle że zmieniłem szaty i zakres obowiązków...
Na jaki temat pisze Ksiądz pracę doktorską i kiedy będzie Ksiądz świętował triumf naukowy?
Ogólnie praca moja dotyczy roli prasy katolickiej w przemianach społeczno-politycznych po 89 roku. Mam nadzieję na pomyślne sfinalizowanie i obronę jeszcze przed Mistrzostwami Europy (dla niewtajemniczonych przed 2012).
W kontekście Księdza zainteresowań, jaka jest według Księdza kondycja współczesnego świata?
Świat poradzi sobie bez chrześcijaństwa - będzie produkował, konsumował, dobrze się bawił. Ale nie poradzi sobie bez chrześcijańskiej nadziei. Jeżeli zabraknie nadziei zakorzenionej w Chrystusie, to beznadzieja zniszczy ludzi.
Jak znajduje się Kościół w tym świecie?
Historia Kościoła uczy, że bramy piekielne go nie przemogą. Trzeba stawiać pytanie za Abrahamem: - Panie, czy ocalisz ten świat, jeżeli zostanie dziesięciu sprawiedliwych? - Czy nie będzie nas za mało? Czy nie będzie za mało tych, którzy przypominają światu o chrześcijańskiej nadziei?
Czy religia poza Kościołem ma szansę na miejsce, jakie należy się Bogu w życiu człowieka?
Według mediów, nigdy tak się nie stanie. Według serca ludzi wierzących, ma takie miejsce. Dzisiaj toczy się bój o dusze. Za tym musi stać rodzina. Ojca i matki nikt nie zastąpi w tym dziele.
Jak dzisiaj należy mówić o Zmartwychwstałym?
Klarownie, wyzbywając się wszelkiej sztuczności, w myśl słów Jezusa: „Prawda was wyzwoli”.
Z jakim obrazem w sercu Ksiądz od nas odchodzi?
Z obrazem rodziny, do której zostałem przygarnięty, pielęgnowany przez cztery lata, by zachować w sercu życzliwą pamięć dla tego miejsca i móc się tym doświadczeniem dzielić z innymi. Bo miłość jest jak pięć chlebów i dwie ryby - ciągle jej mało, dopóki nie zaczniesz się nią dzielić.
Czy możemy zrobić dla Księdza coś dobrego, coś, przez co wyrazilibyśmy nasze przywiązanie i wdzięczność?
Kapłan potrzebuje zaplecza modlitewnego. O to proszę. A jeżeli zostawiam dobre wspomnienie po sobie, to pragnąłbym zostawić przesłanie, że znacie księdza (niekoniecznie z imienia), który się wam dobrze kojarzy.
Pamiętam, przed czterema laty mówił Ksiądz o siostrze Faustynie jako o przewodniczce duchowej. Czy dzisiaj coś się zmieniło?
Dalej jestem jej wierny. Ona musiała wiele natrudzić się w życiu. Zmagała się z nieufnością otoczenia, niezrozumieniem. Wbrew temu przebijała się z orędziem o Bożym Miłosierdziu. Siostra Faustyna jest wzorem pójścia za Chrystusem na dzisiejsze czasy. Dzisiaj również głoszenie Chrystusa łączy się z wyszydzeniem i z odrzuceniem. Jednak mi osobiście przyświeca idea przesłania prymicyjnego: „Wszystko stracić, byle pozyskać najwyższą wartość Jezusa Chrystusa, mojego Pana”.
Proszę powiedzieć coś nam na pożegnanie, ku pokrzepieniu serc.
Dzisiaj wielu ludzi doświadcza zawodu. Zawodzi się człowiek na człowieku. Jeżeli ktoś ma dobrą rodzinę, to zawsze tam odnajdzie spokój, bezpieczeństwo, pociechę. Niech rodzina parafialna będzie takim miejscem, gdzie przychodzący znajdzie ten pokój, umocni się w wierze. I nieważne, czy będzie to kolejny ksiądz, czy przypadkowy przechodzień.
Podczas ostatniej pielgrzymki do Polski Jan Paweł II przed pożegnaniem powiedział: - Żal odjeżdżać. Dziś, parafrazując te słowa, żal nam Księdza żegnać.
Po prostu zmieniam miejsce pobytu. Na tych samych zasadach, na tych samych warunkach. Dalej obejmuję funkcję rezydenta. Z księdzem Józefem wchodzimy w nieznane. Do Kurii będę mógł dojeżdżać tramwajem - to jedyne, co wiem. Zresztą zawsze lubiłem nim podróżować.
Życzę Księdzu takich „podróży”, które zawsze będą Księdza prowadziły do upragnionego celu. A za niezłomne świadectwo wiary, nadziei i miłości, jakie Ksiądz pozostawia, niech Bóg Księdzu wynagrodzi i błogosławi.
O sportowej pasji, kapłańskiej przygodzie, życiu oddanemu bez reszty Bogu, często „na walizkach” i „pod telefonem”, z księdzem proboszczem Antonim Kraińskim rozmawia Barbara Rudkowska.
„Każdy nowy kapłan niesie ze sobą szczególne błogosławieństwo. W każdym kapłanie bowiem, Tym, który przychodzi, jest sam Chrystus” (Jan Paweł II)
Dekretem Księdza Arcybiskupa został Ksiądz od sierpnia 2008 r. pasterzem Świętej Rodziny w Tychach. Skąd Ksiądz przybywa?
Urodziłem się 1 września 1961 roku w Paniówkach. Mam siostrę i młodszego brata, który również jest księdzem. Dzieciństwo i młodość spędziłem w Paniówkach. Tam też przyjąłem sakramenty inicjacji chrześcijańskiej. Po ukończeniu szkoły podstawowej rozpocząłem naukę w Liceum Ogólnokształcącym w Gliwicach. W 1980 roku wstąpiłem do Wyższego Seminarium Duchownego - kurs wstępny odbywał się jeszcze w Krakowie. Później studiowałem w Śląskim Seminarium Duchownym w Katowicach. Święcenia kapłańskie przyjąłem z rąk księdza arcybiskupa Damiana Zimonia w katowickiej katedrze.
Jak to się stało, że wstąpił Ksiądz do seminarium, że zapragnął zostać uczniem Chrystusa?
To było bardzo prozaiczne. Tak naprawdę nie myślałem o kapłaństwie, nawet nie byłem ministrantem. Pamiętam, było to po maturze, po Mszy świętej podszedł do mnie ksiądz proboszcz i zapytał, czy nie poszedłbym do seminarium. Bez głębszego namysłu odpowiedziałem twierdząco. Ksiądz proboszcz wsadził mnie do samochodu i zawiózł do Krakowa.
Więc musiał Ksiądz „rzucić się w oczy” proboszczowi. Coś musiało Księdza wówczas wyróżniać, że to właśnie Księdzu „zaproponował kapłaństwo”.
Jeśli miałbym się wgłębić w tajemnicę mojego powołania, to naprawdę było fascynujące, jak Bóg przygotował to wszystko poza mną. Kiedy byłem uczniem liceum, ówczesny mój proboszcz ksiądz Bernard Czakański wybrał paru chłopców, w tym również i mnie, i oświadczył nam, że będzie uczył nas łaciny. Że mamy przychodzić do niego na lekcje. Mama kazała mi na te lekcje ubierać się odświętnie, jak do kościoła w niedzielę. I tak ksiądz proboszcz uczył nas łaciny. Co się okazało? Że nauka nie poszła na marne, bo ta grupka kilku chłopców, wszyscy po kolei - zostaliśmy kapłanami. Ja byłem niejako prekursorem. Przypuszczam, że ksiądz proboszcz zaproponował mi podróż do Krakowa również z powodu braku powołań w mojej rodzinnej parafii. I tak się zaczęło. Po mnie co rok wstępował do seminarium ktoś z naszej grupy uczęszczającej na lekcje łaciny. W seminarium ta szkoła u księdza proboszcza bardzo mi się przydała. Łacina nie sprawiała mi żadnych problemów. Miałem już podstawy - opanowałem warsztat językowy.
Więc ksiądz proboszcz Bernard Czakański był „ojcem” Księdza powołania?
Można tak powiedzieć. Jako młody chłopak rozwoziłem księdzu gazety, a on, co miesiąc, w ramach wdzięczności, ofiarowywał mi jedną książkę. Literatura piękna, teologia. Tak to się zaczęło i trwa do dnia dzisiejszego. Tyle że role się zmieniły. Bowiem dziś to ksiądz proboszcz daje mi listę książek, które mam mu dostarczyć do studiowania. Z radością staram się spełniać jego oczekiwania. Ma już po dziewięćdziesiątce, świetnie się trzyma i odwiedza mnie jak kogoś najbliższego z rodziny.
To fascynujące, jak kapłan - duchowy przewodnik może wpłynąć na los młodych, pełnych szlachetnych ideałów chłopców. Jak może wyłuskać ich z tłumu...
Tak, bardzo wiele mu zawdzięczam. Również zabawnych chwil. Na przykład, kiedy z kolegami byliśmy już w seminarium, w czasie wolnym brał nas do lasu. Pytał, czy rozpoznajemy śpiew ptaków, rodzaje drzew. Z naszą wiedzą było nieraz kiepsko. Wtedy ganił nas i pytał, co robiliśmy na lekcjach biologii. To wprawiało nas w świetny humor i naprawdę inspirowało do rzetelnej powtórki z przyrody.
Jan Paweł II, kiedy wspominał swoje dzieciństwo, młodość, mówił, że co prawda z ojcem nigdy nie rozmawiał o kapłaństwie, to jednak dom, ze względu na świadectwo wiary rodziców, był jego pierwszym seminarium. A jak było u Księdza?
Z domu wyniosłem wiele skarbów, przede wszystkim wiarę, umiłowanie modlitwy. Ogromny wpływ na kształtowanie naszego ducha - myślę tu również o moim rodzeństwie - mieli rodzice i zmarła przed sześcioma laty babcia. Kiedy byliśmy mali, mama brała nas wieczorami, gasiła światło i przy rozpalonym piecu mówiła po dwie linijki pieśni, my powtarzaliśmy, a potem wszyscy razem śpiewaliśmy. Potem, jak byliśmy trochę starsi, około 19.30, w porze dziennika telewizyjnego, mama prowadziła różaniec, później do modlitwy włączył się tata. Pamiętam, kiedy do rodzinnej miejscowości w czwartki przyjeżdżało kino objazdowe. Również w czwartki była Msza szkolna. Mama, wiedząc, że bardzo mi zależy na oglądaniu filmów, postawiła warunek - jak odmówisz różaniec, to pójdziesz do kina. Do dziś, kiedy przyjeżdżamy z bratem, mama prowadzi różaniec, błogosławi nas. Siostra ze swoją rodziną powiela świadectwo rodziców. Z już dorosłymi synami również się modli. Kiedyś przyjechałem do nich, było bardzo cicho, myślałem, że nikogo nie ma, a oni wszyscy razem się modlili. Śp. babcia również była zawsze blisko. Żyła naszym życiem, cieszyła się nami, modliła się za nas. Ufam, że teraz pomaga nam z nieba. Powołanie nigdy nie jest zasłużone - zawsze jest wymodlone.
Jakie słowa wybrał Ksiądz jako motto swojego kapłaństwa na obrazku prymicyjnym?
„Tobie, Panie, oddaję serce moje”.
I tak wszystko się zaczęło?
Tak, pamiętam pierwszą parafię w Leszczynach. Przybyłem tam w kurtce, z jedną torbą pod pachą. Drzwi probostwa otworzyła mi starsza siostra zakonna i przywitała mnie słowami: - Synek, a co ty tu robisz? Odpowiedziałem, że przyjechałem tu do pracy. Później apogeum posługi kapłańskiej - Bieruń Nowy - parafia Najświętszego Serca Pana Jezusa. Wiele się działo. Wydawaliśmy wraz z miejscowymi nauczycielami miesięcznik, który się świetnie rozchodził. Kiedy miałem stamtąd odchodzić, nie chcieli mnie puścić. Przedwojenny dyrektor szkoły interweniował u biskupa. Następnie zostałem wikariuszem w kościele kalwaryjskim Zmartwychwstania Pańskiego w Piekarach Śląskich. Co ciekawe, wówczas pracowałem z tymi kapłanami, których dziś, po wielu latach, spotykam w Tychach. Są rozrzuceni po różnych parafiach. Wtedy, w Piekarach, zaczęliśmy budować kościół pod wezwaniem Świętej Rodziny. Nieodparcie nasuwa mi się następne skojarzenie dotyczące mojego „dziś”.
Jakie były dalsze koleje kapłańskiego losu?
Pewnego razu ksiądz biskup poprosił mnie, bym wygłosił kazanie na Konwencie Wielkanocnym do kapłanów. Tematyka miała dotyczyć pewnego księdza. Przestudiowałem jego życie, duchowość i mówiłem na tym kazaniu o przyjaźni kapłańskiej, o duchowym ojcostwie. I tak w 1998 roku ksiądz biskup mianował mnie misjonarzem diecezjalnym. Mieszkałem w parafii w Gostyni jako rezydent i równocześnie byłem do dyspozycji Kurii. I tak stałem się wędrownym kapłanem, posłanym wszędzie tam, gdzie było to w danej chwili konieczne. Gdy jakiś ksiądz umierał, czy chorował, ja byłem „pierwszy wolny”. Równocześnie głosiłem rekolekcje w parafiach, w domach rekolekcyjnych. Prowadziłem misje. Gostyń była moją bazą. Wracałem tam, by odetchnąć i znowu w drogę. W 2002 roku zostałem wikarym w kościele pod wezwaniem św. Wawrzyńca w Rudzie Śląskiej - Wirku. Byłem tam trzy lata. W latach 2005-2008 pracowałem w kościele pod wezwaniem Ducha Świętego w Bytkowie. To ogromna parafia licząca 22 tysiące wiernych. Prowadziłem w niej Ruch Odnowy w Duchu Świętym. Byłem świadkiem rozlicznych łask - uzdrowień ducha i ciała. Fascynująca i zobowiązująca jest tajemnica przebywania wśród nas i z nami żywego Chrystusa. Tak dobrego i miłosiernego. Klękam przed tą tajemnicą - zadziwiony, zawsze tak samo onieśmielony i wdzięczny Bogu. W sierpniu 2008 roku przybyłem do was...
Jaka jest Księdza wizja Kościoła, jaką rolę powinni w nim odgrywać świeccy?
Pamiętam, w Gostyni, kiedy przybył misjonarz z Filipin, opowiadał, że tam ogromną rolę odgrywają katechiści. Do kapłanów należy przede wszystkim liturgia, sprawowanie sakramentów. Dzisiaj zaangażowanie świeckich w Kościele jest bezcenne. Myślę, że jest to coś bardzo naturalnego, głęboko ewangelicznego. Już Pan Jezus „wykorzystywał” świeckich. Przecież te pobożne kobiety nie tylko chodziły za Panem Jezusem, ale miały na pewno jakieś konkretne zadania. Z Jezusowej wizji wspólnoty Kościoła czerpie nauczanie soborowe, papieskie. Na rekolekcjach podobały mi się spotkania z małżeństwami niesakramentalnymi. Okazywało się, że bardzo pragnęli działać w Kościele, być związani z Kościołem. Pomimo duchowego cierpienia przychodzili, angażowali się.
Jakie są Księdza priorytety w pracy duszpasterskiej?
Oczywiście, sprawowanie sakramentów i głoszenie Słowa Bożego.
Księdza kazania tchną duchową głębią. Jak Ksiądz się do nich przygotowuje?
Słowo Boże ma moc - jak miecz obosieczny przeszywa duszę. Do rozważania tego Słowa trzeba się zawsze rzetelnie przygotować. To wielkie wyzwanie. Trzeba dużo czytać, modlić się. Słowo, które głoszę ludziom, mówię najpierw do siebie. Im bardziej mnie samego dotknie, przeszyje, nieraz nawet porani - tym lepiej. Wtedy wiem, że należy to powiedzieć.
Nie mogę nie zapytać w tym miejscu o Księdza mistrzów, przewodników życia wewnętrznego.
Przeczytałem w całości, kilkakrotnie Świętego Jana od Krzyża. Fascynuje mnie również życie Edyty Stein. Jest mi bliska jej walka z trudnościami, przeciwnościami losu.
Poza umiłowaniem literatury, słowa pisanego, jakie Ksiądz ma hobby?
Gdybym nie został księdzem, byłbym sportowcem. Od dzieciństwa kochałem sport. Czynnie uprawiałem piłkę nożną. Biegałem. W liceum zdobywałem pierwsze miejsca na różnych dystansach. Moje życie toczyło się między kościołem a boiskiem. Najpierw Msza - później trening albo mecz. Jeździłem na obozy sportowe. W seminarium wygrywałem mistrzostwa w ping-ponga. Będąc kapłanem, miałem jeszcze kartę zawodnika w klubie piłkarskim.
Ten sportowy hart ducha na pewno przydaje się w kapłaństwie.
Z pewnością, jak mówi mój kolega: kapłan jest jak komandos, musi poradzić sobie w każdych warunkach.
Czego oczekuje Ksiądz od swoich parafian ze Świętej Rodziny?
Żeby modlili się za mnie. Ksiądz jest taki, jakiego wymodlą sobie ludzie. Jak się zostaje księdzem, to nic się nie kończy, przeciwnie, wszystko się zaczyna. Dlatego dalej musi mu towarzyszyć modlitwa.
Czy będzie Ksiądz kontynuował dzieło poprzednika?
Oczywiście, kontynuujemy wszystko, co ksiądz Józef zainicjował.
Z jakimi nadziejami podejmuje Ksiądz misję pasterską w Świętej Rodzinie?
By żadnej owieczki nie zgubić, a jak się zgubi, to ją odszukać. Bóg będzie pytał nas o ludzi: gdzie oni są?
Proszę o przesłanie do powierzonej sobie wspólnoty.
Dziękuję za przyjęcie - w myśl słów Jezusa: „Kto was przyjmuje, Mnie przyjmuje; a kto Mnie przyjmuje, przyjmuje Tego, Który Mnie posłał” (Mt 10,40).
Serdecznie dziękuję Księdzu Proboszczowi za podzielenie się z nami swoim życiem, duchowością i nadziejami. Życzę Księdzu radosnych, pięknych owoców apostolskiego trudu.
Serdecznie witamy Księdza w naszej parafii i tradycyjnie już chcielibyśmy zadać parę pytań, abyśmy mogli Księdza lepiej poznać. Skąd Ksiądz pochodzi i kiedy przyjął święcenia kapłańskie?
Pochodzę z Mysłowic, święcenia kapłańskie przyjąłem 16 maja 1998 r. w katedrze Chrystusa Króla w Katowicach.
Co sprawia Księdzu największą radość w posłudze kapłańskiej?
Takie namacalne doświadczenie działania Bożego w człowieku, bycie świadkiem cudów, których Pan Bóg dokonuje, sprawia mi największą radość.
Trudności?
Praca nad sobą. Są różne płaszczyzny: niedoskonały warsztat, który ma się w pracy - czy to dotyczący katechezy, czy innych posług - ograniczenia ludzkie. Z perspektywy czasu widzę, że im większe mam przed czymś obawy, tym więcej Pan Bóg chce dokonać. Okazuje się więc, że te trudności są też potrzebne.
Księdza zawołanie?
„Panie, Ty wszystko wiesz”. Takie było moje prymicyjne hasło.
Jaki święty jest Księdzu szczególnie bliski?
To zależy od sytuacji, okoliczności. W seminarium odkryłem św. Roberta Belarmina. Miał wyjątkowe zdolności intelektualne, a ja, będąc w seminarium, w sferze intelektualnej nie czułem się zbyt pewnie, no i tak odkryłem, że nie na darmo za patrona mam św. Roberta. Poza nim, w zależności od okoliczności, bliscy mi są św. Antoni, św. Teresa od Dzieciątka Jezus, św. Maksymilian Kolbe.
Ulubiona modlitwa?
Nie mam specjalnie ulubionej modlitwy. Każda modlitwa jest dla mnie szczególnym czasem Bożego działania. Był czas, że odkryłem modlitwę różańcową, którą nadal odkrywam, bo jest ona bardzo głęboka. Zresztą w jej pogłębieniu pomógł mi papież Jan Paweł II przepięknym listem o różańcu.
To nie jest Księdza pierwsza placówka. W jakich parafiach był Ksiądz wcześniej?
Pierwsza była w Boguszowicach (obok Rybnika) - Najświętszego Serca Pana Jezusa; to parafia mieszana, wiejsko-miejska - część to osiedle, a druga część to Stare Boguszowice. Następną parafią był Wodzisław Śląski, parafia św. Herberta, to z kolei typowa parafia osiedlowa.
Za jakie grupy będzie Ksiądz odpowiedzialny w naszej parafii?
Oaza młodzieżowa, ministranci, służba liturgiczna, Dzieci Maryi.
Czy jakieś doświadczenia z poprzednich parafii przeniesie Ksiądz do naszej?
Na pewno, choć każda parafia jest inna i każda grupa jest inna i nie można modelu, który był w jednej parafii, przenosić do drugiej. Można korzystać z tamtych doświadczeń, wyciągać wnioski z błędów i tego, co było dobre.
Cecha, którą Ksiądz najbardziej ceni u innych?
Szczerość.
Ulubione zajęcia w wolnych chwilach?
Staram się wypoczywać czynnie - generalnie: sport.
Bardzo dziękuję Księdzu za rozmowę i życzę wiele radości z posługi kapłańskiej w naszej wspólnocie parafialnej.
Rozmawiała Beata Słodka
O tym, jak zrodziło się powołanie misyjne i dlaczego Kazachstan stał się celem wyprawy, z ks. Rafałem Larem rozmawiała Barbara Rudkowska.
Po trzech latach kapłańskiej posługi w Świętej Rodzinie już nas Ksiądz opuszcza. Podobno pierwsza parafia najbardziej zapada w serce.
Pierwsza parafia to pierwsza miłość. W moim przypadku te słowa w pełni się sprawdzają. Nie mam porównania z innymi parafiami, ale fakt, że trudno się rozstawać, pozwala tak myśleć. Tutaj jako kapłan pierwszy raz w pełni zetknąłem się z żywym Kościołem. Z definicji żywy Kościół to wspólnota ludzi gromadząca się w imię Chrystusa. Mogłem z radością uczestniczyć w tych spotkaniach i być pośrednikiem między Bogiem a człowiekiem - konkretnym człowiekiem. Raduje się serce kapłana, kiedy ktoś prosi go o towarzyszenie duchowe, pomoc w rozwiązywaniu trudności, dzieli się swoimi radościami - wzrasta. To pozostawiło ślad w moim sercu. Odchodzę tym ubogacony.
Miał Ksiądz w parafii wiele obowiązków.
Moje duszpasterstwo ukierunkowane było na młodzież. Opiekowałem się wspólnotą Ruchu „Światło-Życie”, grupą liturgiczną animatorów i lektorów, ministrantami. Pod moją opieką funkcjonował również Domowy Kościół jako odgałęzienie Ruchu „Światło-Życie”. Pełniłem funkcję moderatora rejonowego, czyli opiekuna wszystkich wspólnot oazowych w naszym dekanacie, odpowiedzialnego za formację roczną w tych wspólnotach. Przewodniczyłem comiesięcznej Eucharystii dla młodzieży, przygotowywałem młodych ludzi do sakramentu bierzmowania, organizowałem wyjazdy i pielgrzymki. Byłem również opiekunem grupy „Focolare”, która spotykała się przy naszej parafii.
Z tym doświadczeniem wyjeżdża Ksiądz na misje. Jak rodzi się powołanie misyjne?
Moje rodziło się równolegle z kapłańskim. Już w seminarium bardzo bliska była mi działalność misyjna Kościoła. Uczestniczyłem w spotkaniach modlitewnych, czuwaniach w Częstochowie. Chodziłem na nieobowiązkowe wykłady z misjologii. Brałem udział w spotkaniach z misjonarzami, m.in. z ks. Januarym i ze śp. ks. Rychlikowskim. Tak było w seminarium. Ta przestrzeń misyjna stawała się moją. Z tych wszystkich spotkań zrodziła się troska o ludzi, którym nie głosi się Chrystusa. Po opuszczeniu seminarium ta troska i myśli związane z działalnością misyjną dojrzewały.
Czy jakieś konkretne wydarzenie wpłynęło na Księdza decyzję?
Sama decyzja wyjazdu na misje zrodziła się w Roku Eucharystii. Miała podwójny kontekst: duchowy i ten aktywny, zewnętrzny. W Roku Eucharystii poszukiwałem postanowienia, które mogłoby ubogacić moje kapłaństwo i uczynić je jeszcze pełniejszym. Kiedy czytałem książkę ks. M. Malińskiego o Janie Pawle II, zaintrygowało mnie, że autor nazwał Papieża mężem Eucharystii. To określenie stało mi się bardzo bliskie - stało się moim. Równocześnie w Internecie na stronie Katolickiej Agencji Informacyjnej natrafiłem na odezwę biskupa kazachskiego, który prosił o kapłanów do sprawowania Eucharystii. Pomyślałem sobie: Nie może być, żeby ta moja ukochana Eucharystia czuła się na kresach Wschodnich samotna i opuszczona. Muszę tam pojechać. Napisałem więc prośbę do Księdza Arcybiskupa o skierowanie na placówkę misyjną do Kazachstanu. Arcybiskup się zgodził.
Jaka jest specyfika Kazachstanu jako kraju misyjnego?
Pierwsze skojarzenie to różnorodność religijna. Mocną grupą religijną jest islam i prawosławie. Katolików jest tylko 6%. Z różnych dostępnych materiałów wiem, że te grupy żyją ze sobą w zgodzie i współpracują na wielu obszarach. Łączy je zwłaszcza działalność charytatywna i dążenie do pokoju. Jest to kraj, który stabilizuje się w wymiarze politycznym i gospodarczym.
Jak daleko jest Kazachstan i co tam Księdza czeka?
Z Polski do Kazachstanu jest ok. 5000 km. Tę odległość można pokonać samolotem w dziewięć godzin lub pociągiem z Warszawy w cztery dni. Klimat i obraz przyrody różni się od naszego. Miejsce, do którego się udaję, położone jest w części północnej, zimniejszej. Dookoła rozciągają się stepy - bez roślinności. Latem temperatura dochodzi do 26°C. Zimą spada do -40°C. Ale klimat jest suchy, więc się tego nie odczuwa. Będę pracował w diecezji astańskiej. Astana jest stolicą Kazachstanu. Zostałem skierowany przez arcybiskupa Tomasza Pete do parafii św. Antoniego w Kokczetawie (ok. 300 km od Astany), gdzie odbędę kurs języka rosyjskiego i przygotuję się do pracy duszpasterskiej.
Matka Teresa, będąc w Warszawie, zapytana przez dziennikarzy o trud pracy misyjnej w Kalkucie, odpowiedziała, że Kalkuta jest w Warszawie. Czy nie żal Księdzu zostawiać polską młodzież, wśród której tyle dobra Ksiądz zasiał?
Bardzo trudno jest mi zostawić tutejszą młodzież. Bardzo ciężko jest pożegnać się z tak bliską mi działalnością duszpasterską i kulturą Górnego Śląska. W tym wszystkim jednak dopatruję się woli Bożej. Z jednej strony wewnętrzna wola, aby swoje serce oddać do dyspozycji tamtejszych ludzi, a z drugiej - wielka niewiadoma sytuacji i tego, co może mnie tam spotkać. Jednak w rzeczywistości polskiej, a tym bardziej śląskiej, nie ma kapłana, którego nie można by zastąpić, czego już nie można powiedzieć o Kazachstanie.
Czy ma Ksiądz jakieś oczekiwania wobec parafii, którą Ksiądz opuszcza?
Codziennie zdrowaśka w intencji małej trzódki na Wschodzie.
Czy będzie Ksiądz do nas wracał?
Myślami często, a jeśli okazja pozwoli, to przy każdej obecności w kraju. Najbliższy urlop za rok.
Co jest myślą przewodnią Księdza wyprawy misyjnej?
Nic dla siebie.
Na którego ze świętych pomoc Ksiądz najbardziej liczy?
Świętej Teresy od Dzieciątka Jezus, mojej rocznikowej patronki i błogosławionego Piotra Jerzego Frassatiego.
Jaki obraz parafii zabiera Ksiądz z Tychów?
Obraz człowieka, któremu bardzo zależy na Bogu i na osobistym dojrzewaniu w wierze.
Będziemy tęsknić za Księdzem i za Księdza kazaniami, które pouczały i budziły nadzieję. Proszę więc o parę słów pokrzepienia i pociechy.
„Trwajcie mocni w wierze”. Posiadając już spore pokłady łaski, otwarci na Boże Słowo - wzrastajcie. Przez osobiste doświadczenie tego, co święte, bądźcie dla innych drogowskazem. Pamiętajcie, że dojrzałość duchowa potrzebuje dyscypliny. Potrzebuje modlitwy, lektury Bożego Słowa i Eucharystii jako sakramentu siły przebicia dla ukrytej w sercu miłości. Radujcie się zawsze w Panu! Jeszcze raz powtarzam za św. Pawłem: radujcie się!
Bardzo dziękuję za rozmowę. Będziemy trwać na modlitwie. Będziemy blisko. Będziemy nasłuchiwać wieści z dalekiego Kazachstanu, zawsze gotowi nieść pomoc. To dobro, które Ksiądz zasiał wśród nas, niech obficie wraca do Księdza i napawa serce pociechą i radością.
Od września jest ksiądz wśród nas. Witamy Księdza serdecznie w naszej wspólnocie. Czy mógłby ksiądz powiedzieć, skąd Ksiądz pochodzi i w jakich parafiach już pracował?
Pochodzę z Jastrzębia Zdroju. Dotychczas posługę duszpasterską pełniłem kolejno w Świerklanach, Żorach-Roju i w Chorzowie u św. Floriana.
Jaki rodzaj duszpasterstwa odpowiada Księdzu najbardziej?
Myślę, że dobro kryje się w każdej formie duszpasterstwa. Oczywiście, pewne rzeczy robi się lepiej, inne gorzej. W zależności od indywidualnych predyspozycji pracuje się z określoną grupą. Chociaż przyznaję, że nie faworyzuję żadnej. Nie ma takiej, która odpowiadałaby mi bardziej niż inne.
Co sprawia Księdzu największą radość w posłudze kapłańskiej?
Zdecydowanie Eucharystia. Jest dla mnie najwspanialszą formą sprawowania posługi duszpasterskiej. Po 10 latach raduje moje serce tak jak wtedy, gdy odprawiałem ją po raz pierwszy jako neoprezbiter.
Czym jest dla Księdza modlitwa?
Rozmową z Panem Bogiem. Dopełnieniem posługi duszpasterskiej. Modlę się za tych, którym służę. Szczególnie umiłowałem brewiarz i koronkę do Miłosierdzia Bożego.
Kto jest Księdza mistrzem „życia duchowego”?
Nie mam jednego. To byłoby zbyt proste. Czerpię z różnych źródeł. Jednak najbardziej zżyty jestem z siostrą Faustyną.
Co najbardziej ujmuje Księdza w siostrze Faustynie?
Konsekwencja w przekazywaniu prawdy o Bożym Miłosierdziu. Mimo wielkich przeciwności, w czasach, kiedy sprawiedliwość była uznawana za wiodący atrybut Boga, ona głosi ponad wszystko i wbrew wielu Miłosierdzie Boże jako szansę dla każdego człowieka. Miłość Boga jest zawsze większa od naszych wyobrażeń.
Jakie przesłanie prymicyjne towarzyszy Księdza posłudze?
„Wszystko stracić, byle by tylko pozyskać najwyższą wartość - Jezusa Chrystusa”.
Klerycy w czasie studiów seminaryjnych wybierają sobie jakiegoś świętego na swojego opiekuna.
Naszym patronem rocznikowym był brat Albert Chmielowski. W jakiś sposób próbuję utożsamiać się z nim. Próbuję go naśladować. Najbardziej ujęła mnie w nim umiejętność dostrzegania ludzi i ich potrzeb. To jest droga, którą chciałbym kroczyć. Dostrzec człowieka.
Jest Ksiądz diecezjalnym wizytatorem katechetycznym. Jaka jest specyfika tej misji?
Wizytator katechetyczny przede wszystkim sprawuje nadzór nad katechetami. Okresowo wizytuje ich, uczestniczy jako obserwator na katechezach. Sprawdza, jak odbywają się zajęcia katechetyczne w szkołach na terenie poszczególnych parafii. Rozwiązuje różne problemy, które pojawiają się na styku parafia - szkoła, katecheta - szkoła. Animuje wszelkie działania mające na celu poszerzenie horyzontów katechety, szkolenie katechetów.
Czego Ksiądz oczekuje, a czego bezwzględnie wymaga od katechety?
Oczekuję dobrego kontaktu z młodzieżą, pasji. Wymagam przejrzystości w realizacji tematu, żeby prowadzenie lekcji było logiczną konsekwencją poszczególnych etapów. Wymagam, żeby katecheta był świadomy celu, który chce zrealizować.
Jakie cechy powinien posiadać kapłan?
Musi być dobrym człowiekiem. Musi być ludzki, rozmodlony. Powinien mieć zaplecze modlitewne, czyli ludzi, którzy się za niego modlą. To wielka pomoc i łaska.
Co jest obok teologii pasją Księdza?
Interesuję się polityką. Są mi bliskie wszelkie formy aktywności ruchowej, m.in. rower, rolki, narty, chodzenie po górach, pływanie.
A jakie cechy ceni Ksiądz najbardziej w drugim człowieku?
To trudne pytanie, na które nie da się jednoznacznie odpowiedzieć. Jednak bardzo cenię lojalność wobec osób i obowiązków. Rzetelność w wykonywaniu pracy. Za tym idzie wiele dobra.
Dziękujemy Księdzu za rozmowę i życzymy ludzkiej życzliwości i obfitości Bożego Błogosławieństwa na nowym etapie posługi kapłańskiej i duszpasterskiej.
Rozmawiały: Anna Gołombek i Barbara Rudkowska
Proszę przedstawić się parafianom.
Nazywam się ksiądz Rafał Lar. Zostałem wyświęcony na kapłana w maju 2003 r. w katedrze Chrystusa Króla w Katowicach. Święcenia przyjąłem z rąk księdza arcybiskupa Damiana Zimonia. Pochodzę z Brzozowic-Kamienia. Jest to dzielnica Piekar Śląskich - tam się urodziłem, wychowałem, chodziłem do szkoły podstawowej, liceum. Po maturze zdecydowałem się na seminarium w Katowicach. Tutaj przez sześć lat przygotowywałem się do posługi kapłańskiej. Dekretem ks. abpa zostałem skierowany do tej parafii, z czego się bardzo cieszę.
Jak w domu przyjęto decyzję o wstąpieniu do seminarium?
Ja byłem z Kościołem związany już od młodych lat. Należałem do ministrantów, potem zacząłem uczęszczać na spotkania Ruchu „Światło-Życie”. Dosyć mocno byłem zaangażowany w różnego rodzaju akcje. Rodzice przeczuwali bardziej niż ja. W domu nie mówiło się o tym zbyt dużo. Dopiero po mojej decyzji rodzice dzielili się swoimi doświadczeniami. Przyjęli ją bardzo spokojnie. Byli zadowoleni z mojego wyboru.
Jakie zawołanie ma Ksiądz na obrazku prymicyjnym?
Zdanie z Ewangelii wg św. Jana, rozdz. 1, wers 34: „Daję świadectwo, że On jest Synem Bożym”. To zdanie wybrałem właściwie rok przed przyjęciem święceń. Czułem w sercu, że to jest właśnie to zdanie. Ojciec Święty też wielokrotnie w swoich dokumentach, przemówieniach woła o świadków. Dzisiaj oni przede wszystkim są potrzebni. Nauczyciele, a równocześnie świadkowie. To mi widocznie zapadło w serce i sprawiło, że pochylając się nad tą perykopą ewangeliczną, od razu wiedziałem, że to jest to zdanie, które powinienem obrać za swoje szczególne. No i przez ten cały rok przygotowywałem się do tego, by podjąć misję w związku z tym zawołaniem. Bo wiadomo, że jest to zdanie, które wybiera się w momencie święceń kapłańskich, ale realizuje przez całe życie. To jest taki ideał do którego cały czas się dąży i zmierza.
To jest Księdza pierwsza placówka. Jakie wrażenia po miesiącu pracy?
Wrażenia są bardzo pozytywne. Przede wszystkim cieszy i raduje to, że parafia żyje. Wiele się dzieje. Wiele jest różnego rodzaju grup. Dosyć mocno jest zauważalny zapał tych wszystkich, którzy są zaangażowani. Zarówno młodych, jak i osób starszych. To też cieszy i mobilizuje samego kapłana do tego, żeby się starać. By być.
Zanim Ksiądz otrzymał dekret od biskupa kierujący do nas, jak Ksiądz wyobrażał sobie swoją pierwszą parafię?
Chyba bazowałem na własnej. Trudno było mi określić region. Chociaż nasza diecezja nie jest zbyt rozległa, jednak są pewne cechy charakterystyczne dla poszczególnych regionów. Osobiście pochodzę z tradycyjnej parafii, która jednocześnie łączyła tę tradycję z nowoczesnością, tzn. z odnową, która ma miejsce w Kościele po Soborze Watykańskim II. Tutaj jest stosunkowo młoda parafia i tych tradycji siłą rzeczy nie ma zbyt wiele, ale widać, że pewne zostały przejęte z sąsiednich parafii, z których ta została utworzona. A przede wszystkim cieszy to, że jest to model parafii wg Soboru Watykańskiego II. Na to się nastawiałem i tego tu doświadczam.
Za jakie grupy jest Ksiądz odpowiedzialny w naszej parafii?
Głównie zajmuję się młodzieżą. Ruch „Światło-Życie”, Młodzieżowa Diakonia Liturgiczna i Krąg Ruchu Domowego Kościoła, czyli Oaza Rodzin.
Proszę nam powiedzieć, jak wygląda dzień kapłana?
Ja zaczynam od porannej toalety, potem modlitwa brewiarzowa (jutrznia połączona z godziną czytań). Następnie w zależności od planu udaję się na Mszę św. (lub odprawiam ją wieczorem). Potem przygotowania do zajęć lekcyjnych. Katecheza w szkole. Następnie zajęcia w parafii - spotkania w grupach. Każdy dzień jest wypełniony. Jest czas na modlitwę, na własne refleksje, lekturę książek i, oczywiście, czas na budowanie wspólnoty parafialnej.
Ma Ksiądz świętego szczególnie bliskiego?
Tak, to przede wszystkim mój patron św. Rafał Archanioł. Dlatego, że noszę jego imię. Ale też od czasów seminaryjnych św. Teresa od Dzieciątka Jezus. Była patronką naszego rocznika, z nią jesteśmy związani. Wczytuję się w jej pismo, dzienniczek. A także z racji tego, że raz w miesiącu uczęszczaliśmy do sióstr karmelitanek w Katowicach na Mszę św. To taki związek duchowy z tą świętą.
Na zakończenie może jakieś zabawne wydarzenie z pobytu w seminarium.
Tych wydarzeń było sporo. Jednak tak szczególnie wspominamy wydarzenia z pierwszych lat w seminarium. Są one związane z kolegą, z którym na II roku mieszkałem w tzw. dwójkach. Kiedyś był wielki problem z kuchnią. Nie funkcjonowała tak, jak powinna. Pamiętam, że wieczorami po godz. 2200 w naszym pokoju rozpoczynały się ostre przygotowania do naszej prywatnej wieczerzy, która nieraz przedłużała się do 2300. Przełożeni, oczywiście, o tym nie wiedzieli. I w związku z tą konspiracją (która miała służyć naszemu pożytkowi, byśmy tam nie przymierali głodem) było wiele zabawnych sytuacji. Gdy przygotowywaliśmy tosty, zapach unosił się po korytarzach. Przełożeni zwabiani zapachami poszukiwali źródła. Potem, gdy już zauważyliśmy, że to stanowi pewne niebezpieczeństwo dla nas, jak było cieplej (wiosną, latem), otwieraliśmy okna i wystawialiśmy tę machinę na parapet. Niestety, nasze okna znajdowały się w centrum i ten zapach roznosił się do naszych kolegów, a także do naszego ojca duchownego. On za każdym razem po 15 minutach przygotowywania naszej kolacji zamykał swoje okna. Chyba jako jedyny wiedział, że za ścianą takie „coś” ma miejsce.
Bardzo dziękuję Księdzu za rozmowę i życzę wiele radości z posługi kapłańskiej w naszej wspólnocie parafialnej.
Rozmawiała Anna Gołombek
W ubiegłym tygodniu przedstawiał nam się ks. Rafał. Teraz czas na Księdza.
Nazywam się Dariusz Nowakowski. Urodziłem się 25.03.1971 r. w Pyskowicach. Od 1977 r. mieszkam wraz z rodzicami w Tychach. Tychy to miasto, w którym skończyłem szkołę podstawową i średnią. Mam brata Roberta i siostrę Monikę. Obydwoje są młodsi ode mnie. W 1991 r. rozpocząłem studia w Wyższym Śląskim Seminarium Duchownym w Katowicach. 10.05.1997 r. przyjąłem święcenia kapłańskie z rąk ks. abpa Damiana Zimonia.
Za jakie grupy jest Ksiądz odpowiedzialny w naszej parafii?
W parafii jestem odpowiedzialny za wspólnotę ministrancką oraz Dzieci Maryi.
Czy widzi Ksiądz potrzebę utworzenia w naszej parafii jakiejś nowej grupy?
Na razie chciałbym dobrze wypełniać te zadania, które zlecił mi ksiądz proboszcz.
Co z poprzedniej placówki przeniósłby Ksiądz do naszej parafii?
Wszystko to, co było dobre. Każda parafia ma swoją określoną specyfikę i doświadczenie zdobyte w ten sposób na pewno się przyda.
Jaki rodzaj duszpasterstwa odpowiada Księdzu najbardziej?
Kapłan jest po to, aby służyć wszystkim. Ale gdybym miał to uszeregować, to na pierwszym miejscu umieściłbym pracę z dziećmi.
Jednym z Księdza zadań jest katecheza w szkole. Czy bycie kapłanem utrudnia czy ułatwia katechizowanie?
Mnie osobiście bycie kapłanem ułatwiało katechizowanie. Nie miałem z tym większych problemów.
Jakimi cechami według Księdza powinien charakteryzować się dobry duszpasterz? Które z tych cech Ksiądz posiada?
Cechy te to: troskliwość, roztropność w podejmowaniu decyzji, opiekuńczość. Powinien też mieć serce pełne miłości i wyrozumiałości. Które z tych cech posiadam?! Hm? Myślę, że o tym powinni powiedzieć parafianie, gdyż to oni najlepiej zrobią.
Święty szczególnie bliski?
Św. Jan Maria Vianney i św. Franciszek.
Ulubiona modlitwa?
Różaniec Święty.
Ulubione zajęcia w wolnych chwilach?
Poczytanie ciekawej książki (zwłaszcza historycznej), oglądnięcie ciekawego i dobrego filmu, spacer, jazda na rowerze, gra w piłkę nożną.
Na zakończenie proszę podzielić się jakimś zabawnym wydarzeniem z życia kapłańskiego.
Podczas odwiedzin duszpasterskich (tzw. kolędy) zapytałem pewną żonę: „A gdzie jest mąż?” Odpowiedziała, że w pracy. Po chwili zauważyłem, że „ktoś” lub „coś” poruszyło się za firanką. Na zakończenie kolędy w tym mieszkaniu, stojąc już w drzwiach, powiedziałem do tej kobiety, by pozdrowiła męża stojącego za firanką. Była zaskoczona i miała „ciekawy” wyraz twarzy.
Dziękuję Księdzu za rozmowę i życzę wielu łask Bożych w posłudze kapłańskiej w naszej wspólnocie parafialnej
Rozmawiała Anna Gołombek
Był Ksiądz przez rok w naszej parafii. Jak, już z perspektywy czasu, wspomina Ksiądz ten czas?
To cenne doświadczenie. Jednak rok to bardzo mało. Byłem zaskoczony, kiedy otrzymałem dekret informujący mnie o nowym miejscu i nowej funkcji. Ale w życiu kapłana to „chleb powszedni”. Kapłan jest na to przygotowany. Chociaż bardzo żałuję, że byłem u was tak bardzo krótko, mam poczucie pewnego niedosytu. Godna zauważenia i podkreślenia w parafii Świętej Rodziny jest praca formacyjna prowadzona na wielu płaszczyznach, związana z tematem ogólnokościelnym. Natomiast zaskakującym, pozytywnym zjawiskiem jest wielość i różnorodność diakonii - o wiele więcej niż w innych parafiach.
Pełnił Ksiądz u nas funkcję rezydenta. Na czym ona polega?
Rezydent to kapłan, który ma mniej obowiązków niż wikary. Wynika to z jego dyspozycyjności do innych zadań w diecezji. Wzywany przez biskupa, musi być zawsze gotowy do wypełnienia powierzonego mu zadania, np. głoszenia rekolekcji.
Jest Ksiądz specjalistą w dziedzinie katolickiej nauki społecznej. W związku z tym, czy mógłby Ksiądz wytłumaczyć problem, z którym część katolików sobie nie radzi. Chodzi o wyjaśnienie sytuacji, kiedy Kościół wypowiada się w sprawach społecznych, czy jest to równoznaczne z mieszaniem się do polityki?
W odpowiedzi odwołam się do encykliki Jana Pawła II „Laborem exercens”, gdzie Papież określa podwójne znaczenie słowa „polityka”. W pierwszym znaczeniu - wąskim, pojęcie to dotyczy zaangażowania politycznego, udziału w partiach politycznych. W tym znaczeniu osoby duchowne nie mogą się angażować. W drugim natomiast „polityka” to roztropna troska o dobro wspólne i w tym sensie każdy człowiek ma nie tylko prawo, ale i obowiązek uczestniczyć w realizacji dobra. A o ileż bardziej Kościół...
Czy darzy Ksiądz szczególną sympatią jakiegoś świętego?
Owszem. Szczególnie mi są bliscy Jan XXIII i Karol de Foucauld. Jan XXIII to człowiek głębokiej wiary o szerokim, otwartym sercu. Bogatemu życiu wewnętrznemu (prowadził dzienniczek zatytułowany „Życie duszy”) towarzyszyła wyjątkowa życzliwość, wielkoduszność i poczucie humoru. Karol de Foucauld, niezmordowany, gorliwy głosiciel Ewangelii, założyciel Małych Braci i Sióstr od Jezusa również jest dla mnie pięknym wzorem godnym naśladowania.
Co to znaczy dobrze modlić się?
To przeciwieństwo bezmyślnego klepania utartych formułek. Dobrze modli się ten, kto niezależnie od dyspozycji, samopoczucia każdego dnia spotyka się z Bogiem. Modlitwa jest zawsze próbą rozmowy z Bogiem. Tak więc jest dialogiem, nigdy monologiem. Ważnym na modlitwie jest, by wsłuchać się w Boga. A do tego potrzebna jest cisza. Nie tylko ta zewnętrzna... Może zabrzmi to zbyt empirycznie, ale słuchanie Boga jest również kwestią doświadczenia. Na modlitwie trzeba Bogu bezgranicznie zaufać, nie szukać siebie; wręcz przeciwnie - siebie wyciszyć i szukać Jego woli. Pięknym przykładem modlitwy doskonałej jest modlitwa Chrystusa w Ogrójcu. Szukaniem woli Bożej, nasłuchiwaniem Boga jest również otwarcie się na Słowo Boże. Są różne formy modlitwy i ta jest dobra, która tu i teraz zbliża mnie do Boga. Modlitwie powinna towarzyszyć wytrwałość - mimo przeciwności, słabości, oziębłości człowiek powinien modlić się. Najwięksi święci przeżywali etapy tzw. posuchy na modlitwie. Były to momenty poczucia nieobecności Boga, które jednak w konsekwencji jeszcze bardziej ich uświęcały i oczyszczały. Dzisiaj zabija człowieka, jego duchowość ciągły pośpiech i hałas. Dlatego pierwszym i nieodzownym elementem modlitwy jest zatrzymanie się w wirze życia i wejście w samotność. Kto szczerym sercem wytrwale szuka Boga, na pewno Go znajdzie.
Czy istnieje recepta na świętość?
Nie ma ogólnej recepty jednakowej dla wszystkich. Każdy człowiek to jedyna w swoim rodzaju i niepowtarzalna historia i droga. Jednak dla wszystkich, pomimo różnic doświadczeń i losu, drogą do świętości jest spełnianie woli Bożej każdego dnia. Bez trudu, niestety, się nie obejdzie.
Bez kapłana nie Mszy świętej. Czym ona jest dla Księdza?
Msza święta jest największym skarbem, jaki otrzymaliśmy od Pana Boga. Jest modlitwą najdoskonalszą - zawiera wszystkie formy modlitwy. To w czasie Mszy świętej dotykam żywego Chrystusa. Otwieram się na jego miłość, a On mnie podnosi, pokrzepia i umacnia. Msza święta jest dla mnie największym i najważniejszym umocnieniem w posłudze kapłańskiej. Jestem Bogu wdzięczny za ten skarb.
Na czym polega chrześcijańska pokora?
Pokora jest cnotą, dlatego też trzeba się o nią starać każdego dnia. To widzenie siebie w prawdzie, dostrzeganie najpierw, że jesteśmy wybrani przez Boga, a co za tym idzie od Niego zależni. I to jest powodem do dziękowania Bogu i poczucia, że bez Jego łaski nic nie możemy uczynić. Pokora to dostrzeganie swoich słabości, to widzenie siebie takim, jakim się jest w rzeczywistości. Pomimo niedoskonałości to radość z wybrania i pragnienie bycia lepszym. Jestem zależny od Boga. Wyzwolenia i ratunku mogę szukać tylko w Bogu. Ta świadomość sprawia, że człowiek ma zdrowy dystans do siebie samego. Poczucie zależności od Boga chroni człowieka przed wyniosłością i obdarza umiejętnością dostrzegania spraw i rzeczy takimi, jakimi są w rzeczywistości. Pokora jest siostrą mądrości.
Jak spędza Ksiądz czas wolny?
Uwielbiam chodzić po górach, podziwiać naturę - to okazja, by chwalić Boga. Tu jakby wyżej, bliżej Boga bardzo dobrze się czuję. Oddycham pełną piersią, podziwiam piękno świata i chwalę Boga za wszystkie te rzeczy i skarby natury, które z nadmiaru miłości nam ofiarował. Góry to miejsce piękne i wyjątkowe.
Gdzie i jaką funkcję pełni Ksiądz aktualnie?
Jestem diecezjalnym duszpasterzem akademickim. Teraz „mój kościół” to katedra Chrystusa Króla w Katowicach, a konkretnie krypta katedry.
Serdecznie dziękuję Księdzu za bardzo cenne wskazówki dotyczące duchowości chrześcijańskiej i życzę radości, pokoju i błogosławieństwa w dalszej posłudze kapłańskiej.
Rozmawiała Barbara Rudkowska
Niespełna 2 miesiące temu opuścił Ksiądz swoją „wikariatkę” przy kościele Świętej Rodziny. Co dobrego spotkało Księdza w naszej wspólnocie, z czego się ksiądz cieszył?
Może zacznę od probostwa. Tu spotkało mnie naprawdę wiele dobra. Miałem szczęście współpracować z kapłanami o wielkim sercu, rozległej wiedzy i głębokiej wierze. Przebywanie z nimi, rozmowy towarzyskie ale również dysputy teologiczne sprawiały mi wiele radości. Wszystko było poukładane po Bożemu i po ludzku. Każdy znał zakres swoich obowiązków, wykonywał je bez zarzutu, a równocześnie zawsze można było liczyć na wsparcie i pomoc. Życzliwość, wzajemny szacunek połączyły nas więzami szlachetnej przyjaźni. Poza atmosferą na probostwie spotykało mnie wiele dobra ze strony parafian. Gdziekolwiek by się nie poszło, ludzie byli otwarci, dobrzy. Życzliwość ze strony ludzi również głęboko zapadła mi w pamięć.
Był Ksiądz 5 lat w naszej parafii. Jakie szczeg